Batalie łamaczy sumień nieraz trwały długo, czasem więcej niż jedno pokolenie. I zawsze kończyły się upadkiem przewrotnych systemów.
Czytelnik pamięta moje czterokrotnie powtórzone przed tygodniem „gorzej”. Wszystko wokół tematu o sumieniu. Dziś muszę dopisać jeszcze jedno. Zatem po raz piąty: gorzej, gdy łamie się sumienia.
Sięgnę do biblijnej starożytności, przywołując postać sędziwego Eleazara (2 Mch 6,18-31). Streszczę krótko: były to czasy walki z religią monoteistyczną i żydowskimi obyczajami. Eleazar – człowiek szanowany i prawy został zaproszony na ucztę. Było wiadomo, że podana zostanie wieprzowina – tej zaś Żydzi nie jadają. I że chodzi o prowokację. Szanujący Eleazara ludzie z królewskiego otoczenia przygotowali dla niego inne mięso, zapewne baraninę. Wiedzą tylko oni, niech je – tak uniknie konsekwencji. Starzec odpowiedział owym ludziom tymi słowy: „Udawanie nie przystoi naszemu wiekowi. Wielu młodych byłoby przekonanych, że Eleazar, który już ma dziewięćdziesiąt lat, przyjął pogańskie obyczaje”. Swoją postawę przypłacił życiem.
Ktoś powie: o porcję wieprzowiny? Przecież życie człowieka warte więcej. Nie, tu nie chodzi o wieprzowy kotlet. O sumienie! Nieważne, czy sumienie zostało złamane mieczem, kijem, przekupstwem, przywilejem, królewską przychylnością. Tak czy inaczej złamany został człowiek. Złamanie jednego – zwłaszcza kogoś znanego – jest potrzebne, by wywołać efekt domina. Przywołany przykład jest typowy. Łamaczem sumień jest polityczna władza. Kiedyś król czy inny możnowładca. Dziś może to być führer czy generalissimus, albo po prostu bezosobowa „demokracja”. Ta zaś jest sterowana przez wąskie grono tych, którzy władzę przechwycili w tak zwany „demokratyczny sposób”.
Dlatego za naszych dni użyto wszelkich sposobów, by zniszczyć lekarza, który ośmielił się powiedzieć, że życie jest wartością podstawową. Powtórzył regułę konstytucyjną. Ale nie po myśli mających władzę. Użyte przeciw niemu sposoby? Byle miały pozory prawa. Nie złamał się? Nie o niego chodzi. Trzeba uderzyć w sumienia kolejnych ludzi. Uderzono. Szpital musi się podporządkować „prawu”. Ktoś jednak w szpitalu uległ. Może sam był przekonany, że ma rację? Nie wiem. Ale tu nie o jednostkową rację chodzi. Kostki domina muszą zacząć padać jedna po drugiej. Aż zostanie tylko dyktator sumień. Niekoniecznie jednoosobowy i spersonalizowany. Dyktatorem może być lobby polityczne, grupa interesów, ludzie skupieni wokół ideologii – możliwe są różne scenariusze i ich obsada.
A w pobliskim Wołominie znowu ktoś ośmielił się podnieść głowę! Już nie jeden człowiek (choćby dyrektor) a przedstawicielstwo społeczne – rada powiatu. Trzeba bronić reguł sumieniem dyktowanych. A przecież nie tylko sumieniem. W Wołominie rada powiatu powtórzyła przecież zasadę konstytucyjną. Nadzorców nawet to przeraziło. W chwili, gdy piszę ten komentarz, nie wiemy, co dalej. Jestem przekonany, że wysiłki łamaczy sumień nie ustaną. Tak było w starożytności, tak było za czasów PRL-u w różnych obszarach społecznego życia. Tak zaczyna być za naszych dni.
Batalie łamaczy sumień nieraz trwały długo, czasem więcej niż jedno pokolenie. Zawsze posługiwały się narzędziem kłamstwa, białe nazywając czarnym, a czarne białym. Nieraz wyrządzały ogromne krzywdy i zawsze prowadziły do destrukcji społecznego życia. I zawsze kończyły się upadkiem przewrotnych systemów. Wszyscy imperatorzy i ich wierni pretorianie ginęli w niesławie, nieraz tragicznie. Jak będzie teraz? Nie jestem ani prorokiem, ani mścicielem. Ale wiem, że zło się nie obroni. Ważne, byśmy nie dali się zwieść pozorom i nie sprzedali swoich sumień za jeden wieprzowy kotlet.