Zdjęcia, jak książki, też mają swoje losy. Pamięci Joachima Bieli.
Książki mają swoje losy („Habent sua fata libelli…”) a na własnej skórze doświadczam, że i zdjęcia je mają. Lubię jeździć na pielgrzymkę miłośników koni na Górę Świętej Anny, lubię robić wtedy zdjęcia, bo są jakoś bardzo fotogeniczni - i jeźdźcy, i ich konie, razem na stoku kalwarii. Okazało się, że w tym roku zrobiłem dwa zdjęcia ważne dla pewnej rodziny. Ostatnie zdjęcia śp. Joachima Bieli z Zabrza, z franciszkańskiej parafii Niepokalanego Serca NMP.
Córka pana Joachima - Paulina poprosiła mnie o zdjęcia, które zobaczyła na naszej stronie internetowej, a potem opowiedziała mi trochę o swoim tacie. Pomyślałem, że warto oddać hołd człowiekowi, który mocno przyczynił się do powstania i organizacji najmłodszej pielgrzymki na Górę Świętej Anny. W tym roku odbyła się po raz piąty.
- Mój tato był bardzo religijny, od początku jeździł na konne pielgrzymki. Organizował je wspólnie z ks. Rafałem Przybyłą ze stowarzyszenia miłośników koni „Hubertus”. Tata bardzo kochał konie i hodował je w samym centrum Zabrza! W tym roku pojechał na pielgrzymkę sam. Na Górę Świętej Anny to była zawsze dłuższa dwudniowa wyprawa. Kiedy w tym roku tato wracał z pielgrzymki, dzwoniłam do niego jeszcze o godz. 12.15. O 14 dzwonił do niego kolega. O 14.15 dzwoniła moja siostra i wtedy tato już nie odbierał. Potem telefon siostry odebrał jakiś pan i powiedział, że tato spadł z konia i jest reanimowany– opowiada Paulina Biela.
Joachim Biela i jego kasztanka "Marianna" przy kaplicy namaszczenia na annogórskiej kalwarii Andrzej Kerner /Foto Gość Joachim Biela zmarł w szpitalu w Pyskowicach. Konia bez jeźdźca zauważyli w okolicach Łabęd pracownicy firmy sąsiadującej z domem państwa Bielów. - Oni znali tatę i jego konia. Jeden pobiegł łapać konia, a drugi szukał taty - mówi Paulina Biela.
Śmierć nie nastąpiła w wyniku upadku z konia, ale prawdopodobnie z powodu zawału bądź wylewu. - Jeżeli tato by spadł z konia, to by jeszcze go gonił co tchu. To był mocny, twardy człowiek. Byliśmy naprawdę w szoku. Nigdy poważnie nie chorował, nie narzekał na zdrowie. Kiedy rozmawiałam z tatą po raz ostatni, w drodze, był wyjątkowo szczęśliwy, słyszałam to w jego głosie. Kiedy żegnał się przed wyjazdem na pielgrzymkę powiedział mojej córce Julii, że jak wróci to da jej trzy buziaki - wspomina Paulina, która teraz opiekuje się końmi, w tym kasztanką „Marianną”, na której Joachim Biela jechał po raz ostatni. - Kiedy wchodzę do stajni czuję jakby on tam był - mówi córka.