Zastanawiałem się, czy podjąć temat, który w ostatnich dniach widoczny jest wszędzie. To znaczy w "naszych" mediach, w apelach papieża i biskupów.
Gdy tak się zastanawiałem, przypomniał mi się list Michasi z tatrzańskiej wioski. Dziecko miało wtedy 10 lat i pisywało zaskakujące nieraz listy. Wtedy napisała o swoich lękach i obawach. Zamknęła wszystko jednym zdaniem, przytoczę z pamięci, bo list dawno mi się zapodział. Napisała tak: „Kie mom cyste serce i rózaniec w gorści, nicego się nie bojem”. Michasia po góralsku pisywała.
Lęki i obawy... Powiecie mi: jakie to lęki mogą nękać serce dziesięciolatki mieszkającej w spokojnej wsi pośród gór? Mogą, mogą. Dobrze, gdy potrafi je nazwać. I gdy ma rózaniec w gorści. I jeszcze jedna migawka. Przyjechała z Krakowa Iwona. Podówczas studentka ujotu. Opowiada o zakonniku, który dosiadł się do przedziału w pociągu. Ale nie o ojca Leona Knabita tu chodzi (bo to on był), ale o różaniec. Zacny benedyktyn przeszkodził jej w modlitwie – wszak pociąg to nie kościół. Wiedziałem, że modli się, ale te słowa mnie ucieszyły. A potem rozmawialiśmy o zasypianiu z różańcem w dłoni, o „padnięciu” po męczącym dniu, gdy modlitwą staje się włożenie różańca pod poduszkę. „Ja śpię, a serce moja czuwa” – wtrąciłem. I przypomniało mi się jej zadanie domowe z religii z czasów jeszcze licealnych. Przyszła do mnie po opinię. Tematem była czystość aż do ślubu. Mocno pisała swoje uzasadnienie. Widząc moją minę, zapytała: „A co, źle?”. Dobrze, tak dobrze, że nie odważyłbym się w twojej klasie tego tak wprost powiedzieć.
I popatrzcie – różaniec w garści mamy i wróciliśmy do myśli z listu Michasi: nie starczy sam różaniec. Potrzebne jeszcze czyste serce. Czyste na miarę naszej ludzkiej grzeszności i słabości. I wcale nie mam na myśli tylko tej czystości, którą, upraszczając, ze sferą naszej seksualności zwykliśmy kojarzyć. Czyste serce to sumienie człowieka, który szanuje życie swoje i drugich, który w poważaniu ma prawdę, który o własność swoją dba, a cudzej nie tknie, który czasu na pustotę nie trwoni, który nie tylko szacunkiem, ale uśmiechem i życzliwością otoczenie obdarowuje... Oczywiście – wszystko na miarę ludzkiej ograniczoności. I choćby na miarę małości każdego człowieka. Różaniec, tajemnice Jezusowego życia, to szkoła wzrastania w takiej szeroko pojmowanej czystości serca.
Różańców – w znaczeniu drewnianych, szklanych, plastikowych, perłowych paciorków w łańcuszek połączonych – naprodukować można dziesiątki tysięcy. Zamienić je w modlitwę – z tym nieco trudniej i osobistego wysiłku trzeba. Modlitwę w czystym sercu zakorzenić – jeszcze trudniej. Przypuszczam jednak, że ludzi zatroskanych o Polskę, o pokój na świecie, o kształt naszych rodzin, o sprawy Kościoła, o własne wreszcie utwierdzenie w dobrym... Otóż, takich chrześcijan można liczyć w Polsce na miliony. Czego więc się lękamy? Warto zapamiętać zdanie Michasi: „Kie mom cyste serce i rózaniec w gorści, nicego się nie bojem”. A jeśli zmęczenie nie pozwoli kiedyś na pełną modlitwę, to choć różaniec pod poduszkę włożyć.