A może „duszpasterstwo w nawróceniu” to także „nawrócenie” struktur – terytorialnych, personalnych, organizacyjnych itd., by nowym czasom i nowym strukturom ludzkiego świata bliższe były?
Dwa listy, właściwie e-maile, dostałem w tych dniach. Jeden z Santa Cruz w Boliwii, drugi z Hamburga w Niemczech. Przemek, młody ksiądz z sąsiedniej wioski, dopiero co wyjechał na misje do Boliwii. Zdjęcia zachęcające. Bierzmowanie w kościele, gdzie go skierowano. Porządek, świetne stroje orkiestry, uroczyste ubiory bierzmowańców. Widać, że wszystko przygotowane i dopięte na ostatni guzik. Albo i zdjęcie z zakrystii ze służbą liturgiczną – sami nastolatkowie, chłopcy i dziewczęta, śnieżnobiałe alby, radosna powaga na twarzach. Milo popatrzyć. „Od lutego idę na własną parafię, gdzieś 30 – 40 tysięcy ludzi”. Mój Boże! W naszych okolicach to dwa dekanaty, obsadzone przez dwudziestkę księży. Właściwie trzeba by u nas zostawić po dwóch księży na dekanat, a pozostałych szesnastu wysłać do Boliwii. A może choć ośmiu, a nie jednego.
A ten drugi e-mail? „Nasza parafia i cztery pobliskie zostały połączone w jedną wielką parafię, bo mamy zbyt mało księży. Na Mszy w naszym kościele zawsze inny ksiądz... Gdy byliśmy we Wrocławiu, widzieliśmy na Ostrowiu Tumskim wielu młodych księży i diakonów. Chyba musimy tam werbunek zrobić, żeby niektórzy do Hamburga pojechali”. Cóż, za stary jestem, żeby się przenosić w świat. Chociaż w Hamburgu to i tak byłbym najmłodszy w dekanacie. Ciekawe, czy mój biskup zadzwoni do mnie i powie: Jak chcesz, to jedź do tego Hamburga. I co ja bym wtedy odpowiedział... Też nie wiem.
To „nie wiem” wyrasta z mojego małego podwórka – zdrowia, krajobrazu, nawyków, parafialnych schematów i wielu innych spraw. Ale na płaszczyźnie ogólnokościelnej rzecz wydaje się być wielką sprawą. Może nie dotarło do nas, że zarządzanie zasobami ludzkimi od dawna jest specjalizacją w dziedzinie ekonomii, a nam się zdaje, że ekonomia to tylko pieniądz, budynki i ziemia. Wybaczcie, że uderzę w ton wznioślejszy: gdzie jest ta społeczna miłość, o której tak często i tak gładko się mówi?
„Wiesz, mówił mi kiedyś starszy już ksiądz, rano jakoś tam Mszę odprawię, mało kto przyjdzie, napalę w piecu – ale oszczędnie, jakoś do wieczora dotrzymam. Raz w tygodniu dzieci. Ile ja ich tam mam... Zresztą dojeżdżają do szkoły. I tak do jutra”. A parafia? Cóż, niespełna pięćset tak zwanych dusz, z których spora garść i tak siedzi w Holandii. Nie zawsze jest tak. Wielu księży znalazło pracę w szkołach, czasem nawet odległych. Są potrzebni, godziny mają, obracają się między ludźmi. Albo tak jak ja – od ćwierć wieku w gazecie i wydawnictwach. Ale to wszystko są indywidualne sposoby na własne życie i miejsce w Kościele. A potrzeba czego innego.
Dobrze mi się tak gada, bo cóż tu ode mnie zależy? Felietonista jest od tego, żeby latarką poświecić, gdzie jakieś zakamarki widzi. A może „duszpasterstwo w nawróceniu” (tytuł jednego z podrozdziałów adhortacji Evangelii Gaudium) to także „nawrócenie” struktur – terytorialnych, personalnych, organizacyjnych itd., by nowym czasom i nowym strukturom ludzkiego świata bliższe były? I by lepiej wykorzystywały istniejący potencjał ludzki – tę armię księży, diakonów, zakonnic. Przecież to armia kadrowa. A tymczasem wielu jej oficerów tkwi na posterunkach dla szeregowych. W innych zaś miejscach generał nawet sierżantów nie ma.