Sześć strun to zachwyt, szacunek, życzliwość, troska, odpowiedzialność i ofiarność. Bo kochać trzeba nie słowem i językiem, ale czynem i prawdą.
Uderzając w drugą strunę, duszpasterz opowiadał o szacunku. – Czy tego chcecie czy nie, każdy z nas jest egocentrykiem, co jest konsekwencją grzechu pierworodnego. Dlatego jeśli zauważamy piękno, to chcemy je zawłaszczyć dla siebie. Tymczasem ważne jest, byśmy nauczyli się szanować piękno, a nie je zawłaszczać. Właśnie dla tej struny bardzo niebezpieczne jest pożądanie. Trzeba prosić Pana Boga o cnotę czystości – zachęcał, opowiadając, że sam każdego dnia odmawia litanię loretańską za wszystkie kobiety, które tego dnia spotyka na swojej drodze, dziękują Panu Bogu za ich piękno.
W porównaniu miłości do gitary trzecią struną jest życzliwość, czyli przede wszystkim ogromne pragnienie dobra drugiej osoby. – Po chrześcijańsku mówiąc, chcę drugiej osobie życzyć nieba – wyjaśniał ks. Staniszewski, sięgając do czwartej struny – troski. – Chodzi o to, by swoim działaniem wyjść poza siebie. Tu wyraźnie zaczyna się etap wychodzenia poza swoje ego. Miłość nie może być tylko afirmacją. Do lotu potrzebne jest też drugie skrzydło, którym są wymagania, jakie sobie stawiam. Bez Bożej pomocy trudno o troskę o drugą osobę, trzeba się o to modlić, by swym życiem, postawą, zachowaniem troszczyć się, by ta druga osoba znalazła się w niebie – mówił.
Ostatnie dwie struny to odpowiedzialność i ofiarność. Pierwsza z nich to świadomość, że wszystko, co człowiek robi, ma konsekwencje. – Nawet mój wzrok może poruszyć drugą osobę. Może spowodować, że się we mnie zakocha, albo że się mnie przestraszy – podawał przykład ks. Staniszewski, tłumacząc, że struna odpowiedzialności bardzo często jest zrywana w instrumencie, który nazywa się miłością.
Z kolei ofiarność wymaga tego, by siebie ofiarować drugiej osobie. – Nie potrafię tak kochać, ale od czego mam mojego Pana Jezusa Chrystusa... On mnie uczy, On dostraja te struny. Świętość przecież nie ma w sobie nic z perfekcjonizmu, świętość jest drogą – mówił diecezjalny duszpasterz młodzieży, zachęcając młodych ludzi, by wzajemnie się błogosławili, czyniąc znak krzyża na swoich czołach. – To piękny i prosty gest naszej wiary, którym możemy się dzielić. Bez Bożej pomocy trudno o życzliwość czy troskę w relacjach, dlatego przyzywajmy Bożej pomocy – wyjaśniał. Młodych nie było trzeba dwa razy zachęcać. Z uśmiechem i przejęciem błogosławili siebie nawzajem.