Mając świadomość, że tolerowanie asymetrii w życiu społecznym bywało zaczątkiem totalitaryzmów, bądźmy czujni.
Usłyszałem o pewnej szkole, gdzie dzieci na początku zajęć modliły się. No, i pewnie się nie modlą, bo ktoś wywołał małe zamieszanie. Żeby coś więcej zrozumieć, wpisałem w Googlach co trzeba i już miałem artykuł na ten temat. Ale nie o sympatyczną wioskę i szkołę chodzi. O pewien szczegół podany jako pochodzący od kuratora i w podobnym sensie wypowiedziany przez rzecznika kuratorium. Nie chcę polemizować, chcę zrozumieć.
Przytaczam (za prasą): „Kurator po rozpatrzeniu skargi nakazał szkole przeprowadzić ankietę. Jeśli choć jeden rodzic wypowie się przeciw, modlitwa do szkoły nie wróci”. I drugi cytat – z wypowiedzi pani rzecznik: „Wolność wyznania działa w obie strony. Jeśli wszyscy chcą się modlić, to dlaczego mamy zabraniać? Ale wystarczy, że jeden rodzic się nie zgodzi i wtedy nie wolno”. Ten drugi cytat wydaje się uściślać pierwszy. Taka jest zresztą rola rzecznika. Ale ja czegoś nie mogę zrozumieć. Pewnie wiejski proboszcz z doktoratem trochę niekumaty. Czego nie mogę pojąć? Posłużę się wymyślonym przykładem.
Wyobraźmy sobie szkołę – gdziekolwiek. Nikt tam (poza lekcją religii) się nie modli. Przyprowadzili się nowi. Ojciec nowej uczennicy nie zgadza się z dotychczasowym stanem rzeczy i wnosi prośbę, by na pierwszej lekcji była modlitwa. Skoro wolność wyznania działa w obie strony, w zaistniałej sytuacji nie wolno się nie modlić. Zastosowałem logikę wywodu rzecznika. Czy dobrze zrozumiałem te „obie strony”? A może miało być nie „jeden rodzic”, a „większość”? Przecież nawet w sejmie... Chyba że... Chyba że strony są niesymetryczne w znaczeniu przewagi innej niż ilościowa, co nieraz w świecie się zdarza. Jak znam historię, to asymetria stron w różnych obszarach życia zawsze była faktem. Przepraszam - jest wciąż jest faktem. Lekceważeniem symetrii grzeszyli także ludzie Kościoła – z którego to powodu czuję się nieswojo. Lekceważą symetrię stron ludzie różnego autoramentu systemów totalitarnych czy paratotalitarnych. Myślę, że nie da się tego wyeliminować bez reszty ze społecznego życia. Pewnie taka jest jedna z ułomności człowieka jako istoty społecznej.
Przyjechał do mnie kiedyś stary znajomy swoją nową „terenówą”. Wielkie to, ogromniaste opony, z przodu błyszczące ochraniacze z grubych rur. Facet za kierownicą wygląda jak w wozie pancernym, a silnik „daje czadu”. Wysiadł i się śmieje: „Przy wjeździe na rondo to zawsze ja mam pierwszeństwo”.
Jaka puenta tych moich wywodów? Może redefinicja wolności? A może w ogóle definicja? To pewnie też byłoby potrzebne, bo pojęciem wolności posługujemy się najczęściej bardzo subiektywnie, a do tego bez zastanowienia. Mnie bardziej jednak zależy na tym, by asymetryczne szczegóły życia nie urastały do wielkości chińskiego muru. Bo one prędzej czy później tracą na znaczeniu i okazuje się, że zmarnowano sporo sił, energii, kosztów, które można było pożyteczniej wykorzystać. A po drugie. Mając świadomość, że tolerowanie asymetrii w życiu społecznym bywało zaczątkiem totalitaryzmów, bądźmy czujni, byśmy sobie jakiejś nowej odmiany nie wyhodowali. To nigdy się nie opłacało. Nikomu.
PS. Jak jeszcze w szkole było osiem klas, nieraz miewałem zastępstwa z fizyki. Nie zaczynałem od modlitwy, choć koloratki nie zdejmowałem, a dzieci mimo programowo fizykalnego tematu zwracały się do mnie „proszę księdza”.