Jak zważyć, kto w tej wojnie ucierpiał bardziej, czyje rany większe? Rachunek krzywd jest wciąż otwarty...
W związku z obchodami rocznicowymi związanymi z II wojną światową miałam ostatnio przywilej, uczestnicząc w różnych obchodach, poznawać ludzkie losy. Pomaga w tym odkłamywanie i ujawnianie kolejnych kart naszej historii jak również złożoność i różnorodność naszego regionu. Przesiedlenia z Kresów Wschodnich, Tragedia Górnośląska, migracje autochtonów na Zachód, albo ich losy podczas przejścia Armii Czerwonej, historie Żołnierzy Wyklętych, torturowanych bądź mordowanych także na naszych ziemiach… Sporo tego.
Czasem wreszcie zostaje wypowiedziana przemilczana przez dziesięciolecia historia, rodzinny dramat bądź wstydliwe fakty. Tak było podczas wystawy pt. „Dziadek z Wehrmachtu”, cieszącej się wyjątkowym zainteresowaniem czy wyświetlony w Kędzierzynie-Koźlu film przedstawiający wspomnienia Ślązaków z przejścia frontu przez te tereny.
Jednak przy tej okazji w niektórych osobach budzą się demony przeszłości. Jak zgrzyt czy dysonans brzmią głosy, które wciąż zdarza się słyszeć. Oskarżenia, że to przecież Niemcy wywołali wojnę, Żołnierze Wyklęci byli bandytami i złodziejami, przybyłym ze Wschodu nikt nie kazał się tu osiedlać, a krzywdy, doznane przez Polaków przez pięć lat wojny, nijak się mają do tych paru miesięcy w 1945 r., choć zawierające po części element prawdy, jątrzą na nowo nie całkiem jeszcze zabliźnione rany.
Bo jak porównać krzywdę ludzką? Liczbą ofiar w rodzinie? Dniami tułaczki? Wyceną utraconego majątku? Jak zmierzyć traumę dziecka czy odpowiedzialność cywila za zbrodnie?
Niedawno odszedł do wieczności Bernard Kus z Psurowa, którego miałam szczęście spotkać w ubiegłym roku przy okazji pisania tekstu o bitwie pod Mokrą i polsko-niemieckim pojednaniu i podczas wręczania mu statuetki Mosty Dialogu 2013. Budowniczy mostów - to dobrze do niego pasowało. Zamiast dyskutować o winie, oskarżać, wolał usłyszeć historię człowieka, zobaczyć w każdym dobro. Pokazać złożoność ludzkich wyborów, decyzji, dylematy sumień. A potem sprawić, by nie zapominając o bolesnej przeszłości ludzie, którzy mierzyli do siebie z karabinów podali sobie ręce, zobaczyli w sobie już nie wroga, ale człowieka, by wypowiedzieli razem podczas Mszy św. słowa Modlitwy Pańskiej „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy…”
Błogosławieni, którzy niosą pokój… Jestem przekonana, że pan Bernard odnalazł już swoje miejsce w Królestwie Niebieskim. Mosty, które zbudował trwają, rozrastają się, powojenne przepaście między ludźmi powoli udaje się zasypywać.
Jak widać jeszcze nie wszystkie. Rachunek krzywd jeszcze nie został zamknięty.
Kto zbuduje kolejne mosty?