Dzieci to super sprawa!

Swoich dzieci nie mam, nawet takich „lewych”, jak to się czasem księżom imputuje. A w tytule powtórzyłem słowa młodej mamy, która przyszła w sprawie chrztu dziecka.

Ich pierwsza pociecha. Rozmawiamy nie tylko o terminie i nie tylko o wierze. O dzieciach właściwie też nie. To znaczy ani na temat problemu demograficznego, ani ekonomicznego, ani nawet społecznego. A ona na odchodnym, jakby przypieczętowując wszystko, a zarazem pełna radości z ledwo co zaczętego macierzyństwa powiedziała: „Dzieci to super sprawa!”, powiedziała to z nieskrywaną radością. Ucieszyło mnie to tym bardziej, że jakiś czas temu w rozmowie z matką o stażu już ponad dziesięcioletnim, usłyszałem pogardliwe burknięcie „po siedmioro mają tylko amisze”. Istotnie, w rodzinach amiszów taka jest oczekiwana liczba dzieci. Ale wiem, że moja rozmówczyni w Pensylwanii nie mieszka, ani w ogóle w Stanach nie była. Zatem w jej ustach jest to hasło propagandowe. Nie pytałem, czy wie, kto to są amisze, rzekłem tylko, że według amerykańskich statystyk najmniejszy odsetek upadających firm jest właśnie w społeczności amiszów. Nie podjęła wątku. Może nawet nie pojęła.

U innych moich młodych parafian urodziły się niedawno bliźnięta. Mają teraz trójkę. Przystanąłem przy ich domu, młoda mama siedziała na ławeczce, obok bawił się pierworodny, nieopodal stał podwójny wózek ze słodko śpiącymi niemowlakami. „Zmęczona?” – zapytałem. Wiele mówiące kiwnięcie głową, ale z uśmiechem. „Szczęśliwa?” – kontynuowałem. Tym razem kiwnięciu głową towarzyszyło ciche, pewnie zmęczone, ale też uśmiechnięte „bardzo”. Jakoś nie wypadało mi młodej mamy przytulić i uściskać, coś tylko ciepłego powiedziałem. Oby to „bardzo” pomnożyło się jeszcze bardziej w życiu jej, męża, dzieci...

 

A dziecko – to świętość. Może jako stary kawaler i jako ksiądz zostałem obdarzony większą wrażliwością na zjawisko świętości, także świętości dziecka. Szczególnie, gdy jest ono małe, gdy nie mamy pokusy oceniania czy grzeczne – czy niegrzeczne, ładne – czy śliczne, mądre – czy super... Każde jest cudem natury. Natury? Doskonale czujemy, że to więcej niż natura. Każda matka, która dziecko pod sercem nosiła, a później piastuje, karmi, uśmiechy prowokuje i płacz przezwyciężyć potrafi, wie, że to z niej życie, ale równocześnie nie z niej.

„Dzień świętości życia”. Póki tego nie pojmiemy, póty będziemy odburkiwać na każdą aluzję dzieci dotyczącą. A tymczasem doczekaliśmy czasów wojny. Tak, bo straty ludnościowe – czyli najboleśniejsze, najdotkliwsze, niszczące wiele dziedzin życia społecznego, ekonomicznego, kulturalnego, duchowego – są w Polsce, ale i w Europie porównywalne z najtragiczniejszymi wojnami minionych czasów. I nie jest temu winna ekonomia – choć postawiona na głowie (i to pustej). Nie jest istotną przyczyną strat ludnościowych nieład społeczno-prawny. Są przecież kraje, gdzie obszar życia społecznego jest wyregulowany jak w zegarku, a wymierają tak samo jak nasz zabałaganiony kraj. Nam, Europejczykom, umknęło poczucie świętości życia. Razem z tym zniknęła radość z obecności dzieci. Równocześnie na tej pożywce wyrosły egoizm i krótkowzroczność. Na to nakłada się coraz większe rozpieszczanie nielicznych królewiątek, z których coraz częściej wyrastają potwory.

Dlatego tak cenię te mamy i tych tatusiów, którzy nie boją się pójść pod prąd samobójczym trendom społeczeństwa czy eksterminacyjnym naciskom państw – nie tylko o Polsce myślę. W tym krótkim okrzyku „Dzieci to super sprawa!” młoda mama wypowiedziała bardzo dużo. Takich mam i takich tatusiów nie brakuje. Na szczęście.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..