Dużo mamy do zrobienia. Bo bez odbudowy rozległych horyzontów w głowach Polaków, nawet wygrane wybory niewiele znaczyć będą.
Byłem w Rudach, to blisko Gliwic. Stare opactwo – niegdyś cysterskie. Obejmowało ogromny teren – lasy, lasy... I sięgający średniowiecza przemysł, który potrzebował dużo twardego drzewa do wytopu rudy. Stąd nazwa Rudy. Opat, gdy zarządzał, a bracia sadzili nowe połacie dębowego lasu, trzeba było myśleć, planować, kalkulować na 150 – 200 lat naprzód. Dąb rośnie powoli. Ale i kadra ludzka dojrzewa powoli. Uczono w opactwie nie tylko rzeczy pobożnych – ale techniczno-ekonomiczynych również. To także działo się z perspektywą otwartą ku przyszłości. Dopóki wszystkiego nie rozwalił król pruski Fryderyk, likwidując swoim dekretem (1810) klasztory i zakonne państewka. Owszem, doraźny zysk to przyniosło, ale niewspółmierny do strat. Całe połacie kraju zostały bez gospodarzy. Rolnictwo, gospodarka leśna, przemysł, ośrodki wiedzy i sztuki – wszystko popadło w ruinę.
Zatem – byłem w Rudach. Naczytałem się kiedyś wiele na ten temat. W niedzielne popołudnie wspaniały park i dźwignięte z gruzów opactwo przeżywało oblężenie zwiedzających i odpoczywających. Szkoda, że większość nie zna historii – nie tylko tego miejsca, ale historii rozwoju, upadku, przemian społeczno-ekonomicznych dawnych wieków. Nasze czasy nie sprzyjają zrozumieniu potrzeby patrzenia zarówno w przeszłość jak i w przyszłość. Nie potrafimy planować, budować, urządzać miast i wsi, gospodarzyć z myślą o przyszłych pokoleniach. Dlatego po jednym dziesięcioleciu potrafi się nam niejedno albo zawalić, albo przestać być użyteczne, albo staje się szkodliwe. Cystersi kierowali się regułą nakazującą przez 80 lat obserwować z perspektywy prowizorycznego klasztoru miejsce, na którym można by wznieść opactwo. 80 lat? Przecież to trzy pokolenia! No właśnie. Tyle, że oni patrzyli w przyszłość dużo dalszą.
Odwracam perspektywę tematu. Przypomnieć trzeba, jak zachowali się wrogowie naszego narodu w czasach światowej wojny przed laty siedemdziesięciu zakończonej. I ci ze wschodu, i ci z zachodu jakby umówieni zaczęli od wymordowania elit naszego narodu. Profesorowie Lwowa i Krakowa, leśnicy i samorządowcy, policjanci i oficerowie, księża i zakonnice... Szczegóły znasz, Czytelniku. Ważniejsze było dla naszych wrogów unicestwienie tej liczebnie wcale nie największej części Polaków. Nasi wrogowie planowali na kilka pokoleń do przodu. Wiedzieli, że wyeliminowanie elity dziś, za dziesięć lat zmieni naród nie do poznania, a za kolejne dziesięć uczyni z narodu bezwolny tłum. I tak się stało. I w dużej mierze ten stan trwa nadal.
Wybieramy prezydenta na lat pięć. Sejm i senat (a więc i rząd) na lat cztery. Śmieszna perspektywa. Powiesz, że w większości państw jest podobnie. No, nie całkiem. W krajach dojrzałej demokracji są ukształtowane dwie, trzy partie (stronnictwa, tradycje polityczno-społeczne). Nawet gdy zmieniają się osoby, to szersza perspektywa utrzymuje się przez dziesięciolecia. A stronnictwo opozycyjne wiedząc, że po kadencji może (i planuje) wrócić do rządów, nie rujnuje kraju wedle zasady obserwowanej w Polsce: „a po nas to choćby potop”. I jeśli nawet w wyniku wyborczego zawirowania u szczytu władzy znajdzie się ktoś zupełnie nie na miejscu, nie zdoła za kilka lat zniszczyć wszystkiego – całość jest wciąż stabilna.
Cóż nam zostało? Budzenie świadomości historycznej, społecznej, ekonomicznej. Moje pokolenie dobrze wie, jak kiedyś była przeinaczana szkolna historia i tak zwana „wiedza o społeczeństwie”. Szkolna historia była nudna – i o to chodziło. A tak naprawdę historia jest pasjonująca. Dziś nauki historii w szkołach – od podstawówki po maturę – praktycznie nie ma, jeśli nawet nazwa przedmiotu jeszcze istnieje. Przypadek? Czy dalszy ciąg erozji tożsamości narodu? A na pewno efekt zniszczenia przed laty elit. Dużo mamy do zrobienia. Bo bez odbudowy rozległych horyzontów w głowach Polaków, nawet wygrane wybory niewiele znaczyć będą. Dlatego zakrzyknijmy: Jeszcze Polska nie zginęła! I bierzmy się do mrówczej pracy odbudowywania naszego domu. Jak mrówki – ziarnko po ziarenku. Jak cystersi – patrząc w daleką przyszłość.