Oczywiście, są także wielkie, ludne, żywe parafie w zamożniejszych stronach. To jednak dla mnie inna planeta.
We czwartek byłem w banku. Nie lubię trzymać w domu pieniędzy – ot, tyle, co na bieżące wydatki moje i parafialne. Pewnie jakiś księgowy obruszy się tym zwrotem: „moje i parafialne”. W małych parafiach, zwłaszcza w okolicach mniej zamożnych, nie da się inaczej. Jakbym tak chciał gospodarzyć tymi obiema kupkami grosza z osobna, to urwałaby się płynność finansowa i parafii, i moja. Tłumacząc to „z polskiego na nasze”, raz proboszcz sięga po parafialne, innym razem ze swojego w parafię wkłada. I jakoś stara się wszystko zbilansować.
Wspominałem już kiedyś swojego kolegę, także proboszcza. Byłem u niego i niechcący usłyszałem fragment rozmowy z jakimś przedsiębiorcą. „Proboszczu, a parafia jest wypłacalna?”. Odpowiedź nie była żartem, a brzmiała: „Parafia nie, ale ja jestem wypłacalny”. To uspokoiło przedsiębiorcę. I nie zawiódł się.
Oczywiście, są także wielkie, ludne, żywe parafie w zamożniejszych stronach. To jednak dla mnie inna planeta. A i tak są rejony i parafie biedniejsze. I proboszczowie, którym na obiad gospodyni jedno skrzydełko z kurczaka serwuje (jeszcze mnie na obiad zaciągnęli i chyba dla gospodyni brakło; usłyszałem, że jest na diecie...). Teraz owa pani pracuje w Niemczech, żeby tego proboszczowego i parafialnego starczyło. A jej? No cóż, mało kto o to pyta. To cisi bohaterowie, których trzeba by wreszcie zauważyć... Ilu ich jest? Nie ma takiej kratki w statystycznych formularzach.
No, i byłem w tym banku. Bo nadszedł czas odbudowywania aktywów. Krok po kroku, tysiąc po tysiącu. Wypadałoby oddać tym, którzy bez rozgłosu pomogli mi sfinansować inwestycję zwaną „unijną”. Parafianie uzbierali „wkład własny”, ale to tylko 20 proc. całości. Kredytu nie wziąłem. Jakoś udało się pozbierać całą resztę, którą otrzymamy jako refundację. Kilku ludzi modli się o moje zdrowie, bo wszystko jest oparte jedynie na zaufaniu (jedynie i aż). A to bardzo delikatna sprawa i czasem zawieść się można. A co niektórzy wojowniczo wykrzykują, że Kościół to ma! Ile oni nabrali tych unijnych pieniędzy! I dobrze, że nabrali, bo i tak Polska nie potrafiła wchłonąć tego, co było dla niej przeznaczone.
Innymi słowy – pieniądze z naszych podatków poszły gdzie indziej. Tak, tak – nasze pieniądze emigrują podobnie jak emigrują Polacy. W dużych ilościach. Szkoda. Dlatego cieszę się, że wielu proboszczów razem ze swoimi parafianami i wspierającymi ich ludźmi zatrzymało w kraju spore sumy. I dali w ten sposób pracę ludziom, utrzymanie firmom, zysk sprzedawcom budowlanych materiałów.
Inna rzecz, że czasem przekręt na kilkunastu kilometrach budowanej autostrady jest większy od tego, co proboszczowie-inwestorzy całej diecezji w kraju zatrzymali. A tu nie tylko o same pieniądze chodzi. Przecież dzięki nim wiele kościołów – pięknych, często bezcennych zabytków zostało uratowanych, nabrało nowego blasku, już przyciąga i będzie przyciągać pielgrzymów czy turystów. I modlitwa jaśniejszą się wtedy staje. I nie będziemy gorsi od Niemców, czy nawet Czechów, którzy o image swoich miasteczek, wiosek, kraju dbać potrafią.