No i spotkaliśmy się po raz czterdziesty siódmy. Bo maj i czerwiec to sezon na rocznice.
O rocznicach święceń kapłańskich myślę. Niektóre są nawet jubileuszowe. Powszechny jest zwyczaj koleżeńskich, księżowskich spotkań, zjazdów. Taka specyfika naszej pracy – jesteśmy rozrzuceni po sporym terenie diecezji, a bywają rozleglejsze niż nasza. Część kolegów za granicą, bywa że na innych kontynentach. Potrzeba nam takich spotkań. Więzy sakramentalnej wspólnoty są silne – to nie tylko praca na podobnym stanowisku, ale poczucie zakorzenienia w jednym posłannictwie. A studia przed laty, seminarium to nie akademik czy bursa, to nawet nie wydział, ale wspólnota życia, mieszkania, pracy, modlitwy, odpoczynku, rozrywki. Tak przynajmniej było za naszych czasów. Spotykając się zatem, wracamy do źródeł naszej tożsamości. A że źródło coraz odleglejsze, to i spotkania coraz potrzebniejsze. I wtedy okazuje się, że źródło wcale odległe nie jest, że ono jest w nas – a nie gdzieś daleko, za nami.
Złośliwi powiadają, że złoty jubileusz kapłaństwa to próba generalna przed pogrzebem proboszcza. To nie tak. Przed chwilą zadzwonił do mnie taki jubilat. Proboszcz, duszpasterz, inwestor budowlano-konserwatorski, poeta, zbieracz i redaktor (bez etatu i pensji) tradycji folklorystycznych i językowych Śląska. Materiał, który zgromadził obejmuje gdzieś 250 tysięcy haseł! Obecny w niejednym środowisku kulturalnym, aktywny i pełen humoru. Ma jeszcze wiele do zrobienia. Czy to wygląda na próbę generalną przed pogrzebem? Ostatnio inny ksiądz, więcej niż jubilat, wręczył mi swoje dwie książki – historyczne opracowania źródeł i tradycji czasów obu totalitaryzmów (hitlerowskiego i komunistycznego) w XX wieku na Śląsku. Jak był aktywny za młodu, tak dalej jest i po złotym jubileuszu. Nie on jeden. Są sportowcy, są muzycy, są naukowcy, są... Ot, nasz kolega – duszpasterz więźniów. Praca? Więcej – on tym żyje, a skazani dobrze to czują. Kiedyś to nawet nasze rocznicowe spotkanie w więzieniu zorganizował. Bogate jest to nasze, księżowskie środowisko. Zarówno w wymiarze podstawowym, duszpastersko-parafialnym, jak i w innych obszarach.
Zapytasz, co to ma wspólnego z kapłańskim i ewangelizacyjnym posłannictwem. Ma – i to całkiem sporo. Niejeden ksiądz ociera się, ba!, wchodzi w środowiska, do których z litanią, spowiedzią czy różańcem by nie wszedł. Dlatego ma dostęp do umysłów, dusz, wyobrażeń, przeżyć tych z obrzeża Kościoła. I kształtuje ich, i przygotowuje jak ogrodnik ziemię, nim nasadzi jarzyn, krzewów czy drzewek. Może to preewangelizacja, może już ewangelizacja – różne są etapy w duszach poszczególnych ludzi. To, co jest jednym z podstawowych założeń tak zwanej nowej ewangelizacji, mianowicie indywidualny kontakt z drugim człowiekiem, dzieje się w tym wielorakim wchodzeniu księży w kręgi ludzi różnych profesji, zainteresowań i zawodów. To przecież wychodzenie na peryferia (o, chyba użyłem sformułowania papieża Franciszka). A przy tym przenikaniu księży do różnorakich środowisk wnoszą oni w ludzki świat wartości humanistyczne, duchowe, moralne, estetyczne, które jeśli nawet nie stanowią obszaru wyłącznie chrześcijańskiego, to przecież od wieków w naszej kulturze nie tylko są obecne, ale wysoko cenione.
I tak moja myśl od wspomnień ze spotkania z kolegami ze studiów i współbraćmi w kapłaństwie pobiegła ku tematowi szerszemu i ważnemu. Czekam na kogoś, kto pokusi się o zebranie i opracowanie bogatego, jak sądzę, materiału na temat różnorodnych pól zainteresowania współczesnych księży i ich aktywności poza ścisłym duszpasterstwem. Dodam jeszcze, że jest to zwykle zaangażowanie na kształt wolontariatu, wymagające więcej nakładu, niż przynoszące zysku. To zresztą dotyczy wszystkich zapaleńców, nie tylko księży. Bogu dzięki, że nie brakuje takich ludzi.