Cieszcie się, Ludzie! Świętujcie! ONA z nieba wraca w tylu miejscach swoich objawień, że można powiedzieć: jest z nami i dla nas.
Byłem kiedyś przed laty w Meryem Ana. Mała świątyńka nad Efezem. Czy to tutaj Matka Jezusa dożyła biegu ziemskiego życia? Czy to stąd Syn wziął ją do nieba? Od opiekującego się tym miejscem zakonnika dostałem wtedy mały obrazek przedstawiający Wniebowziętą, a na odwrocie fragmenty Koranu sławiące Matkę Proroka. Bo tam nie tylko chrześcijanie pielgrzymują. Muzułmańscy mieszkańcy także. Przedziwne to miejsce...
Byłem i w Jerozolimie. Tradycja wskazuje miejsce Zaśnięcia Maryi i jej Wniebowzięcia. Ta tradycja wyrasta z czasów nieomalże apostolskich. Historycznie bardziej prawdopodobna właśnie ta, Jerozolimska tradycja. Znajdująca się tu figura Zaśnięcia Matki Bożej znalazła odwzorowanie w licznych sanktuariach – jak chociażby na mojej Górze św. Anny. I co by nie powiedzieć – kalwaryjskie obchody jej Zaśnięcia, pogrzebu i Wniebowzięcia wzruszają chyba każdego. Nawet doktorów teologii. Mnie także.
Byłem w Jerozolimie w innym miejscu. Uliczka zmienia się tam w schody i dalej prowadzi do placu pod Ścianą Płaczu. Siedziałem na kamiennym murku i ujrzałem... Nie miałem czasu się zastanawiać, aparat, zbliżenie, zdjęcie. Schodami szła w dół, ani chybi ku świątyni, Miriam z maleńkim dzieckiem w chuście na piersiach. Z boków wystawały maleńkie nóżki w skarpeteczkach. Może dwumiesięczny brzdąc. Jeśli owa Żydówka to Miriam, to dzieciak... Mały Jezus? Współrzędne przestrzeni mniej więcej zgodne. Czas – przystańmy na to – nie gra roli. Przecież Wniebowzięcie to przezwyciężenie więzów i czasu, i przestrzeni.
Byłem też w Lourdes. Plac przed Grotą zalany słońcem. Pielgrzymi. Siedzą, chodzą, klęczą, modlą się, z różańcami i bez. Grota z posągiem Niepokalanej skupia ich uwagę i spojrzenia. Bliżej rzeki, oparta o jakąś balustradkę stoi... Zdumiałem... Stoi dziewczyna, rysy i karnacja arabskie – co we Francji jest widokiem codziennym. Ale tutaj? Stoi, jakby na przekór temu miejscu, twarzą w kierunku miasta, nie Groty. Na głowie chusta, spod niej wymyka się niesforny kosmyk kruczo czarnych włosów. Twarz, czy raczej dziewczęca buzia, nie tyle ładna czy piękna, ale śliczna pięknem, które onieśmiela. Może Niepokalana potrzebowała jej w tym momencie, żeby co niektórych (mnie także) skłonić ku zadumie i onieśmielić? Nie miałem wtedy takiego sprzętu jak teraz, by zdjęcie zrobić. A i tak pewnie by nie wyszło. Skierowałem wzrok na figurę w Grocie, jakby chcąc się przekonać, że to nie Ona zeszła między ludzi. Po chwili popatrzyłem w stronę placu. Małej już nie było...
Jak podsumuję te moje impresje na Uroczystość Wniebowzięcia? Cieszcie się, Ludzie! Świętujcie! ONA z nieba wraca w tylu miejscach swoich objawień, że można powiedzieć: jest z nami i dla nas. Chwili uwagi trzeba, otwartych oczu i jeszcze bardziej otwartego serca, by dostrzec Jej obecność. Pielgrzymiego trudu trzeba. Dziecięcej wiary i tęsknoty trzeba. A proste znaki – obrazy, kapliczki, różańce, szeptane pacierze i wyśpiewywane naiwne pieśni – niech mędrcom nie zasłaniają istoty naszej wiary i pobożności. Wolę pokorną wiarę dziesięcioletniej Michasi z wioski pod Tatrami, która góralską gwarą pisała do mnie list, a w nim słowa: „Kie mom cyste serce, i rózanic w gorści – nicego sie nie bojem”.