- Chcemy wołać: Nigdy więcej wojny! - mówił ks. Józef Bensz, żegnając ekshumowanych żołnierzy.
Pożegnanie
Każda kość została opisana Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Jeden z grobów, na którym umieszczono tablice upamiętniające z nazwiskami tych, których tożsamość udało się ustalić, miał zostać nienaruszony. Jednak w trakcie prac rada parafialna z proboszczem zdecydowali, że także zmarli tam leżący powinni wrócić do swoich. Stało się tak m.in. pod wpływem rozmów mieszkańców z ekipą prowadzącą prace. Licznie odwiedzani przez miejscowych, nasłuchali się podczas oczyszczania szczątków wielu wspomnień starszych osób, objaśniali, że jeśli znaleziono nieprzełamany nieśmiertelnik, to w rejestrach dany żołnierz figuruje jako „vermisst” - poszukiwany i rodzina nie ma o nim żadnej wieści; informowali, gdzie trafią wydobyte kości i przedmioty.
W tym właśnie grobie, który okazał się znacznie rozleglejszy niż wskazywały na to wymiary pomnika, znaleziono szczątki ponad 50 osób, najwięcej nieśmiertelników i piękny medalion.
Potwierdziła się też informacja o kilku lotnikach amerykańskich, którzy mieli być pochowani tuż obok jednego z masowych grobów. Znaleziono bowiem zakopane szelki ze spadochronu, jednak same ciała przypuszczalnie zostały ekshumowane zaraz po wojnie. Oznaczono też miejsce pochówku ofiar marszu śmierci, które zostały złożone na cmentarzu.
Podczas uroczystości trumny skropiono wodą święconą Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Od wojny, przez wszystkie lata o wojskowe mogiły dbały głównie dwie mieszkanki Wierzchu - Lidia Tomala i Małgorzata Pope. Z szacunku dla zmarłych, którzy byli czyimiś synami, mężami czy ojcami, i w nadziei, że grobami poległych z ich rodziny, którzy zostali „gdzieś w świecie”, też ktoś się zajął.
- Lata mijały, sił nam ubywa, więc dobrze, że wrócą do swoich albo na ten wojskowy cmentarz. Już możemy być o nich spokojne. Żegnajcie, zostańcie z Bogiem - żegnała wojaków, złożonych w niewielkich trumnach, które po nabożeństwie zapakowano i zabrano do Nadolic Wielkich pod Wrocławiem. Tam, na cmentarzu wojskowym, w listopadzie odbędzie się ich powtórny pochówek.
Ich cząstka zostaje
Trzy rzędy niewielkich, czarnych, tekturowych trumien, umieszczonych w kilku warstwach, jedna na drugiej piętrzyły się przed prezbiterium we wtorkowy wieczór, 18 sierpnia, w kościele św. Wawrzyńca w Wierzchu. Lekkie, bo zawierające zaledwie trochę kości. Każda opatrzona napisem Wierzch i numerem mogiły, w której znaleziono szczątki. Po latach zaśpiewano wreszcie w ich imieniu „Dziś moją duszę w ręce Twe powierzam…”, w akcie pokutnym pokropiono wodą święconą i odprawiono Eucharystyczną Ofiarę. W ich języku serca, po niemiecku oraz po polsku.
Pamiątkowe tablice i krzyż pozostały Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość W pracach ekshumacyjnych wyjątkowo pomagało kilku żołnierzy Bundeswehry. Oni też byli obecni podczas uroczystej Mszy św., którą pożegnano żołnierzy. Z uznaniem i wzruszeniem wypowiadali się o mieszkańcach, ich opiece nad grobami i ostatnim pożegnaniu zmarłych.
- Słyszeliśmy słowa proroka Ezechiela, przez którego Bóg przyrzeka ożywić wysuszone kości. (…) Były też słowa Pana Jezusa, jego przykazanie „Miłujcie swoich nieprzyjaciół”. Nie nienawiść czy zemsta, ale poszanowanie życia każdego człowieka jest zapisana w chrześcijaństwie. Tymczasem oba totalitaryzmy, i ten brunatny, i ten czerwony opierały się nie na tych słowach, ale na nienawiści – mówił w homilii ks. Wolfgang Globisch. Wskazał, że ci polegli, wykonujący przecież rozkazy, chroniący swoich towarzyszy broni, nie tylko nie otrzymali podziękowań czy medali, ale nawet godnego pogrzebu. - Nie wiemy, jak byli przygotowani na śmierć, tym bardziej więc trzeba nam modlić się za nimi, prosić o pokój ich dusz. Zabieramy z cmentarza kości, ale większość ich ciał zamieniła się już w proch i zostaje tutaj. Nadal więc możemy się modlić przy tym krzyżu i tablicach z nazwiskami, czekając na zmartwychwstanie - podsumował.
Informacje o miejscach, gdzie jeszcze mogą być groby niemieckich żołnierzy, można zgłaszać przez e-mail na adres: ekshumacje.zolnierzy@outlook.com lub telefonicznie pod numer: 607 821 173.