Pielgrzymka Trzech Narodów: Czechów, Polaków i Niemców jest owocem natchnienia Bożego podjętego przez wielu ludzi skupionych wokół sanktuarium "Mariahilf" nad Zlatymi Horami.
W sobotę 19 września do sanktuarium Panny Marie Pomocné u Zlatych Hor, potocznie zwanego „Mariahilf”, przybyli znowu pielgrzymi. Ilu ich było? Nikt nie liczył, galeria zdjęć wystarczająco obrazuje liczebność tego spotkania u Maryi Wspomożycielki. Życzliwość jest cechą każdej pielgrzymki. Ale przy tej okazji dochodzi element szczególny. Jadąc od dolnego parkingu, wziąłem do samochodu trzy starsze panie. Na wstępie pytam: po jakiemu do was mówić? Śmiech. Żartujemy wszyscy. Bo tu można mówić po polsku, po niemiecku, a najlepiej po śląsku. „Po czesku też zrozumiemy”. I tak było przez kilka kolejnych godzin – języki się przeplatają, czasem już nie wiadomo, do kogo po jakiemu. Żaden problem, bo prawie wszyscy rozumieją innych, tyle że wygodniej mówić po swojemu.
Była to XX Pielgrzymka Trzech Narodów – i te duże litery są tu potrzebne, bo to określenie stało się własną nazwą corocznie powtarzającego się wydarzenia. Jeśli każdy przybywający otrzymuje do ręki liczącą 70 stron broszurę z tekstami pieśni, modlitw, kazania (a wszystko w trzech językach), to nie jest to jakaś tam przypadkowa akcja. To dobrze przygotowane wydarzenie – tak, jak dobrze przygotowany jest ten pielgrzymi przewodnik.
Ale przyjechał już ks. Wolfgang Globisch. Po znalezieniu spokojnego kąta (w pustej o tej chwili jadalni) mogę wysłuchać jego wspomnień sprzed dwudziestu lat. Opowiada o uroczystej konsekracji kościoła odbudowanego nawet nie z gruzów, ale z gołej ziemi – tak dokumentnie czeskie komunistyczne władze zburzyły w 1973 roku świątynię. 22 lata później nowy kościół na tym samym miejscu poświęcił arcybiskup ołomuniecki. I wtedy przyszła myśl – mówi ks. Globisch – co to będzie? W warunkach kraju, z którego wiarę wyrwano, życie tego sanktuarium będzie nikłe. Chyba że my, z polskiej strony, to ożywimy. A nie będzie to z naszej strony coś nowego, bo przecież ze strony Śląska od zawsze przybywały tu liczne pielgrzymki. Trzeba to po prostu odnowić. Z tego zrodził się pomysł, by co roku w rocznicę poświęcenia tego kościoła zapraszać tu pielgrzymów. I było czymś naturalnym, że będą to ludzie trzech kręgów językowych, trzech nacji czy narodów – Czesi, którzy są tu gospodarzami; Niemcy – bo tradycja i język niemiecki od wieków były na tych ziemiach obecne; Polacy – bo jest to jeden z nurtów tradycji Śląska, no i najbliższe sąsiedztwo. Napisałem odezwę do księży, opowiada ks. Globisch, zapraszając na obchody pierwszej rocznicy w jedności Polaków, Czechów i Niemców, wysiedlonych Niemców. Na tej uroczystości nie było żadnego biskupa. Ale uroczystość była piękna. I zarysował się wzorzec tych pielgrzymek. W kolejnych latach inicjatywa się rozkręcała, dużo zależało od pogody – w górach zawsze kapryśnej.