Historia i ludzie. Kiedy ma się za sobą ósmą dekadę wędrówki po tej najpiękniejszej planecie wszechświata, jak mówią optymiści, albo po tym łez padole, jak mówią pesymiści, albo „to i to”, jak mówią realiści, człowiek próbuje ustawicznie posprzątać po sobie.
Ostatnio, gdy ponownie segregowałem moją makulaturę, wpadł mi w ręce gruby, zapisany zeszyt. Coś w rodzaju nieregularnego dziennika sprzed pół wieku. Byłem wtedy wikarym w jednej z zabrzańskich parafii. „Trójmiasto” – Bytom, Gliwice i Zabrze – należało wtedy do naszej opolskiej diecezji. Jeszcze dziś niektórzy ubolewają, że już tak nie jest. Skoro życzliwy mi „Gość Niedzielny” użycza trochę miejsca, chętnie parę fragmentów z tamtych „zapisków kapelonka” sprzed pół wieku tu przytoczę. Banały i ciekawostki, jak to pierwej było. A więc: 3.01.1963. Kolęda! Wiele radości, ale czasem smutno – proszę księdza, ci nasi sąsiedzi, gdzie ksiądz teraz pójdzie, to tacy i owacy…. A za chwilę – proszę księdza, ci nasi sąsiedzi, gdzie ksiądz przed chwilą był, to tacy i owacy… Tyle krzyży na tym świecie, a ludzie sobie jeszcze dokładają.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.