Zarządu komisarycznego państwem konstytucja nie przewiduje. Zatem – głosować, wybierać, ale tylko mądrych ludzi.
Były niedawno wybory sołtysa i rady sołeckiej. Wiadomo, sołtys podobno jest jak stewardessa w samolocie. Do wszystkich trzeba się uśmiechać, w chwili turbulencji udawać odważnego, od pasażerów wymagać, ciężkie wózki z fastfoodem przepychać, chwilami bywają piękne widoki, nic właściwie od niego nie zależy i wysiąść nie można. No i interes żaden.
Wiem, sarkastyczny ten opis. Ale bynajmniej nie wobec jednej osoby, ani wobec ponad 40 tysięcy sołtysów w Polsce. To taka nieco pesymistyczna próba opisu pewnej społecznej rzeczywistości. Opisu trochę przekłamanego, ale coś w tym jest. A zatem były wspomniane wybory. Pewna wioska kandydata nie wyłoniła. Brakło także kandydatów do rady sołeckiej. Cenię statystykę, a zatem jestem pewien, że owa wioska nie była pod tym względem jedyną w Polsce. Jeśli by przyjąć, że takich wiosek jest 0,5%, to znaczy, że jest ich w kraju ponad 200 (dwieście!). To, oczywiście, przypuszczenia, dające wszakże jakiś zarys sytuacji.
I tu musi paść pytanie (jedno, może więcej): dlaczego w owej wiosce tak się stało? Znam tę wieś aż za dobrze i odpowiedź mam – aczkolwiek uproszczoną. Czynniki są dwa. Jeden gorszy od drugiego, a gdy zejdą się razem – to koniec świata. Pierwszy to skłócenie środowiska z wielu różnych, czasem świeżych, czasem zatęchłych powodów. Jak Kargule i Pawlaki nie pamiętają już, o co idzie. Drugi czynnik to zatracenie poczucia odpowiedzialności za wspólne sprawy. Do tego stopnia, że już w ogóle wspólnych spraw nie ma. U nas (a chodzi o 1/3 Polski) oba czynniki są w dużej mierze następstwem sytuacji przesiedleńczej sprzed 60 – 70 lat. Trzy pokolenia to za mało, by związać ludzi między sobą i z krajem, do którego zostali przywiezieni na siłę.
Zapytałem burmistrza: I co? Zarząd komisaryczny? „Prawo nie przewiduje. Szkoda, ale nie przewiduje”. Co więc? „Może kogoś przekonamy, by kandydował”. Przekonali, znaleźli też gotowych stanowić radę sołecką. Dobrze. Ale to za mało. Społecznych więzów to nie zbuduje. Ja mam jednak kolejne pytanie: Skąd wzięło się tylu kandydatów na prezydenta? (niejako mega odpowiednik sołtysa). Dlaczego tylu chętnych do „rady sołeckiej” zwanej sejmem i senatem? Nawet w tych naszych przesiedleńczych regionach, nawet tam, gdzie na sołtysa chętnych nie ma?
Nie mam odpowiedzi na te pytania. To znaczy, jakieś podejrzenia mi się nasuwają na myśl. Ale nie potrafię ich poprzeć argumentami. Żadnych zatem pomówień. Zresztą – felietonista powinien przede wszystkim pytania stawiać, by do refleksji pobudzać. To politycy dają gotowe i okrągłe odpowiedzi. Tyle, że te często mają się nijak do rzeczywistości. Fajnie by było, gdybyśmy mieli posłów i senatorów mniej pewnych siebie, nie tumaniących narodu uzgodnionymi (z kim?) odpowiedziami, a za to umiejących sobie i innym PT Odpowiedzialnym rzeczowe pytania stawiać. Nie podchwytliwe, nie z gotową tezą, nie atakujące, nie ośmieszające – a rzeczowe. Narodowe. Chrześcijańskie – bo i to pod uwagę brać trzeba wobec perspektywy „najazdu Hunów”.
Zarządu komisarycznego państwem konstytucja nie przewiduje. Choć mieliśmy już w Polsce i komisarzy, i generalnych gubernatorów. Nie polecam jednak na przyszłość. Zatem – głosować, wybierać, ale tylko mądrych ludzi.