I kiedyś, i dzisiaj jest tylu autentycznych chrześcijan. Niech nas będzie widać!
Ruch na cmentarzach się nasila. Ja też byłem na „swoich” grobach – rodzice, babcia, ciocia... Reszta gdzieś w dawnym świecie, tam sięga tylko modlitwa – bo nawet nie wspomnienie. Wszędzie porządkowanie, mycie, odnawianie liter, kwiaty – i żywe, i sztuczne. Kiedyś wystarczała jedna dorodna chryzantema, dziś już nie. I całe baterie zniczy wielkich jak świetliste kapliczki, i kartony małych dywanem światła grób okrywające.
Cmentarze zawsze były. Bo ludzie od zawsze umierają. Nie mogli nekropolii tworzyć koczownicy – dziś tu, jutro tam wędrowali. Ale ci zakorzenieni to nawet ogromne piramidy wznieśli. Choć tysiące tych, co je budowali, najmniejszego pomniczka się nie doczekało. Pamiętam wrażenie, jakim napełniła mnie nekropolia Palmyry na Syryjskiej pustyni. Czy coś z niej zostało po ostatnich barbarzyńskich wyczynach?
Upamiętnienie tych, co odeszli, jest potrzebą i prawem serca człowieka. I nie odgrywa w tym roli wiara czy jej brak, religia katolicka czy protestancka. Cmentarze są w tych dniach niezwykle ekumenicznymi miejscami. A przecież wiem, jak różne treści wypełniają myśli, serca, odczucia różnych ludzi. Od zdawkowego „cześć jego pamięci” – po żarliwe „wieczne odpoczywanie”... Od pogody wiary splatającej się z nadzieją – po przekleństwo śmierci. Nikt się zbytnio nie chwali swym wnętrzem, a zewnętrzność bierze górę, bo jest prostsza i maskująca przed samą sobą to, czego w istocie pojąć nie możemy – tajemnicę życia. Bo to nie tyle śmierć jest tajemnicą – tajemnicą jest życie.
Czy to chrześcijańskie święta? Tak. Przecież świętują chrześcijanie. Ale pewnie i pogańskie. Bo w okołocmentarnym tłumie pogan jest wielu. Oni zewnętrznie podobni do nas – nie sposób ocenić, kto jest kto. Ale i my (znaczy chrześcijanie) dość łatwo ulegamy pogańskiej, dekoracyjnej pompie. Nie sposób poprowadzić jakiejś linii podziału, nawet przybliżonej granicy między chrześcijanami i poganami. Powiem więcej: tak trudno rozgraniczyć w samym sobie obszar chrześcijański i pogański. Bo sądzę, że w każdym z nas oba – choć w różnych proporcjach – współistnieją.
Kiedyś przyszło mi do głowy sporządzenie takiej schematycznie prostej klasyfikacji rodzin parafii: rodzina chrześcijańska – rodzina pogańska. Zacząłem się zastanawiać najpierw nad zdefiniowaniem tego kryterium. I już tutaj utknąłem. Nie ma wskaźników jasnych i „tabelkowych”. Nie ma i już. Szczegółami moich przemyśleń nie będę zanudzał. Inna sprawa, że wielu rodzin nie da się w takiej próbie oceny potraktować jako całości. Czasem męża, czasem żonę, czasem dzieci (pojedynczo lub całą gromadką) trzeba by do różnych rubryk mojej niedoszłej tabeli zaszeregować. Dlatego moja klasyfikacja została tylko pomysłem. Niewczesnym pomysłem.
Zapytał mnie ktoś, z kim o tym rozmawiałem, czy w moim odczuciu teraz jest więcej pogan w naszych środowiskach niż było kiedyś. Co odrzekłem? Że proporcje pewnie się nie zmieniły, tyle, że kiedyś ludzie bardziej maskowali swoje wnętrze. Czasem całe lata grali kiepski teatr swego życia. Co i dzisiaj bywa żałosne – w obie zresztą strony. Ale i kiedyś, i dzisiaj jest tylu autentycznych chrześcijan. Niech nas będzie widać!