Gdyby miała przyjść dziś - co byś zrobił? Pilna spowiedź, testament, wypowiedzenie ważnych słów? A może nic innego niż w tej chwili?
Gromnica, modlitewnik i różaniec zawsze w razie potrzeby... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Myśl o wieczności i przemijaniu często wywołuje niepokój. Jak można być przygotowanym na odejście z tego świata? Co znaczy „dobra śmierć” i czy w ogóle jest coś takiego?
Takie i podobne pytania nasuwają się, gdy zapalamy znicze na nagrobkach bliskich, znajomych, czytamy nazwiska i daty na nagrobkach.
Nie zawsze śmierć wywołuje strach, czasem z ust starszych osób słyszy się „Żyję, bo jeszcze mnie Bóg nie odwołał stąd, ale chciałbym /chciałabym już umrzeć”. Skąd wiadomo, że to nie pusty frazes? Po spokoju w oczach i widocznym pogodzeniu z przemijaniem życia? Po stroju - często niemodnym, bo i po cóż kupować zbędne rzeczy, kiedy człowiek już „siedzi na walizkach” czekając na pociąg do lepszego świata? A może po różańcu, który niemalże jak lina łączy obecny i przyszły wymiar?
- Od lat jestem gotowa na śmierć. Mam taki spokój, nie czekam na nic i nic mi już nie trzeba. I nie zaprzątam sobie głowy tym, co będzie jutro. W każdej chwili mogę umrzeć i czekać na spotkanie przy końcu czasów... Wiesz, tam nie będzie ani zła ani cierpienia - mówi Maria Baron, 96-latka z Byczynicy, niewielkiego przysiółka Steblowa.
Należy jeszcze do tego pokolenia, które zwykło zostawiać za sobą porządek, także w kwestiach ostatecznych. Zadania, których przez lata było sporo, poprzekazywała już innym, roboty też już nie ma, bo i siły nie te co dawniej...
- Przez prawie całe życie pracowałam przy gospodarstwie. Ale lubiłam swoje obowiązki, nawet te ciężkie czy brudzące. Starałam się starannie robić to, co do mnie należało - wspomina z sentymentem. - Dziś został mi już tylko ten różaniec, na którym modlę się za wszystkich potrzebujących.
Odwiedzanie grobów bliskich skłania do zadumy i refleksji o końcu życia Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Jej bliscy od co najmniej 20 lat wiedzą, że prócz „Drogi do nieba”, nieodłącznego różańca koniecznie mają jej założyć do trumny medalik sodalicji mariańskiej, z którą była związana od młodych lat. Strojem - martwiła się dwie dekady temu, teraz już się tym nie przejmuje.
O dobrą śmierć - dla siebie i innych, zwłaszcza za konających - modlą się członkowie „Apostolstwa Dobrej Śmierci”, które działa przy wielu parafiach.
Bo przecież nikt nie wie, czy dane mu będzie dożyć stu lat, czy zaledwie dzisiejszego wieczora... Ze śmiercią, nie zdając sobie z tego sprawy tańczymy każdego dnia.
Wypraszają więc na ostatnią godzinę łaskę żalu doskonałego, skruchy oraz przyjęcia Wiatyku i Sakramentu Chorych. Ufają, że wtedy wsparciem będą ich patronowie: Matka Boża Bolesna ze św. Józefem, św. Michał Archanioł i sam Pan Jezus. Dlatego codziennie powtarzają: „ Gdy kres dni przede mną stanie, przez Twą Matkę dojść mi, Panie do zwycięstwa palmy daj. Kiedy umrze moje ciało, niechaj duszę mą z swą chwałą czeka Twój wieczysty raj.”
I razem z dyrektorem ADŚ, ks. Antonim Żebrowskim wskazują: - Świadomość rzeczy ostatecznych i stała gotowość do tej drogi, wynikająca ze stanu łaski uświęcającej pozwala ze spokojem przeżywać każdy dzień. Śmierć to nie kościotrup w czarnej pelerynie i z kosą, ale raczej Anioł niosący światło, przychodzący, by bezpiecznie przeprowadzić nas do Domu Ojca.
O przygotowaniu do śmierci dawniej i dziś czytaj też w najbliższym wydaniu opolskiego "Gościa Niedzielnego" (nr 44/ 2015).