Chyba tylko w Domaszkowicach orszak św. Marcina szedł w rytm śpiewu "Wojenko, wojenko...".
- Nie chcę dzisiaj głosić żadnych programów, chwytliwych haseł wam przedstawiać. Nie chcę nastawiać jednych przeciw drugim, mówić, która opcja polityczna lepsza, która gorsza. Bo wychodzę z założenia, że budować ojczyznę trzeba zaczynać od budowania małej ojczyzny. Naszą małą ojczyzną są Domaszkowice. I jak każda miejscowość będzie myślała w ten sposób - że budujemy malutkie ojczyzny, nie od razu wielką Polskę - to ta Polska będzie wtedy piękna - mówił w kazaniu podczas Mszy św. w intencji ojczyzny ks. Janusz Ogórek, proboszcz parafii św. Jerzego w Domaszkowicach (dekanat Nysa).
Święto Niepodległości i obchody ku czci św. Marcina, którego liturgiczne wspomnienie przypada właśnie 11 listopada, w tej parafii od ubiegłego roku organizowane są jednocześnie. – Świętego Marcina obchodzimy tu od pięciu lat, a pomysł, żeby połączyć obchody, realizujemy od ubiegłego roku. Chodzi o to, żeby Święto Niepodległości przeżyć wzniośle, duchowo, patriotycznie, ale też się bawić, świętować w gronie mieszkańców wsi. Do tej pory w Święto Niepodległości była tylko Msza św. Po prostu łączymy część bardzo wzniosłą z częścią bardziej ludyczną. I to się udaje, wielu ludzi angażuje się w przygotowanie święta - tłumaczy ksiądz proboszcz.
Po Mszy św. sprzed kościoła ruszył korowód ze św. Marcinem na koniu w asyście domaszkowickich strażaków. Przed remizą OSP uroczyście wciągnięto flagę na maszt i odśpiewano Mazurka Dąbrowskiego. Po czym orszak świętego, który jako żołnierz rzymski - sam o tym nie wiedząc - odział ukrytego w postaci żebraka nagiego Chrystusa, ruszył na boisko w rytm śpiewów patriotycznych.
Na boisku LZS Domaszkowice czekały już panie z koszami pełnymi rogali. 720 ich sztuk w ciągu dwóch godzin upiekło 20 kobiet w tutejszej piekarni państwa Beaty i Pawła Szotków. W organizację święta zaangażowało się ponad 50 osób: koło gospodyń, strażacy, szkoła, Stowarzyszenie Rozwoju i Odnowy Wsi Domaszkowice. Dzieci przedstawiły legendarną scenkę z życia św. Marcina. Na festyn niepodległościowo-świętomarciński przyszło ok. 250 osób (parafia liczy 950 mieszkańców). Było tam jadło, napitek, patriotyczne śpiewy, występ romskiego zespołu tanecznego oraz pokaz teatru ognia "Mantikora".
- Bardzo się cieszę, że mieszkańcy dopisali, a atmosfera jest miła. Jak się nawzajem lubimy i szanujemy, to miło jest wyjść na wieś. Ciągle szukamy tego, co nas łączy. W Domaszkowicach mieszkają naprawdę wspaniali ludzie, którzy mają mnóstwo serca i pracowite ręce. I ciągle im się chce, wyjść z domu, coś wspólnie zrobić. Jestem po prostu wzruszona, bo to jest dla mnie bardzo miła chwila - powiedziała Edyta Wąs, sołtys Domaszkowic i jednocześnie szefowa zespołu Caritas i Koła Gospodyń Wiejskich.
Ks. Janusz Ogórek podczas kazania w czasie Mszy św. w intencji ojczyzny Andrzej Kerner /Foto Gość Co ciekawe - i być może również wyróżniające Domaszkowice - podczas Mszy św. w intencji ojczyzny ks. Janusz Ogórek ma zwyczaj opowiadać wyjątkowe historie żyjących mieszkańców wioski. W tym roku mówił o dramatycznej drodze do ojczyzny Józefa Hunca, który - urodzony we Lwowie - jako nastolatek został wywieziony z rodziną na Syberię, po półtora roku życia w nieludzkich warunkach powędrował do Uzbekistanu, skąd po trzech latach wrócił do Polski w towarzystwie tylko wujka Ludwika. Reszta rodziny została pochowana w ziemi Syberii i stepach Uzbekistanu. - Możemy cieszyć się z naszej wolnej Polski. Nikt z nas nie musi przeżywać takich dramatycznych chwil jak pan Józef. Tacy ludzie jak on wiele przeszli, abyśmy mogli w wolnej Polsce żyć. I mimo że przeszli przez piekło, oni wiary i polskości nie utracili - mówił w kazaniu ks. Ogórek.