Większość społeczeństwa musi betlejemską konstytucję uczynić normą życia - osobistego, rodzinnego, ale także społecznego.
„Betlejemska konstytucja” – zatytułowałem felieton sprzed tygodnia. Streszczeniem może być zdanie: „Z ewangelii uczynić konstytucję życia – osobistego, rodzinnego, ale także społecznego”. Wieczorem dostałem SMS-a. Od jednego z biskupów (choć nie to jest ważne). Tekst był taki: „Dziękuję za betlejemską konstytucję”. Nie był to jedyny SMS. Inne były podobnej treści. Widać, że dotknąłem sprawy ważnej. Z ewangelii uczynić konstytucję życia... Każdy chrześcijanin wie, że Jezus nie miał jednak zamiaru swojej dobrej nowiny umocować w jakimkolwiek systemie jurydycznym. Co do tego przekonywać nie muszę. Mało tego – Jezus głosi wyzwolenie z niewoli prawa! A jego najżarliwszy apostoł, Paweł, ten właśnie wątek po wielekroć czynił osnową swoich listów.
Prawo jako system jurydyczny zapewnia skuteczność, stosując przymus. Od jakichś tam mandatów po kary bardzo dolegliwe. Nieraz okrutne – bo przecież kara śmierci była i wciąż w wielu systemach prawnych jest stosowana. Wiecie, co to Dachau? Miasto w pobliżu Bawarskiej stolicy, Monachium. Hitler po dojściu do władzy utworzył tam obóz izolacji niewygodnych politycznie ludzi. Nie on pierwszy i nie on jeden po ten sposób sięgnął. Rosja (tak carska, jak i sowiecka) miała swoją Syberię. „Ostoja wolności”, czyli Stany Zjednoczone, miały i pewnie wciąż mają swoje mroczne i niedemokratyczne tajemnice. Mała, socjalistyczna Czechosłowacja miała swoje PTP. A w Polsce, co się działo, też z grubsza wiemy. I wszędzie owe miejsca, metody i sposoby były odczuwane z niejakim wstydem, dlatego władza nie chciała o nich mówić, a obywatele bali się wspominać.
Czy społeczeństwo ma prawo stosować przymus jurydyczny? Ma nawet obowiązek, by twardą ręką zapewnić bezpieczeństwo i poszczególnych osób, i całości państwa. A jeśli ów jurydyczny system i przymus albo nie działa, albo jest nieskuteczny, albo krzywdzi niewinnych, albo jest narzędziem tylko jakichś grup, albo stał się zabawką głupców, albo dostał się w ręce obcych? Ten wieloraki problem mamy w Polsce. Czy jest to problem do rozwikłania? Tak! Warunek w istocie jest jeden. Większość, i to zdecydowana większość społeczeństwa musi betlejemską konstytucję uczynić normą życia – osobistego, rodzinnego, ale także społecznego. Im głębsze i powszechniejsze będzie oddziaływanie ewangelicznego myślenia, wartościowania, działania – tym bliżej będziemy naprawy społeczeństwa i państwa. Innymi słowy: bez ewangelizacji nie zdołamy naprawić wszystkich trybów państwa, w które albo ludzie głupi, albo wrogowie nasypali piasku. Słowa „ewangelizacja” nie używam w znaczeniu dewocyjnym, tym mniej w znaczeniu konfesyjnym. Sądzę, że każdy czytelnik potrafi wskazać w Ewangelii miejsca, gdzie Jezus odżegnuje się zarówno od dewocji (choć sam całe noce na modlitwie spędzał) i od konfesyjności (choć sam był Żydem wiernym tradycji pokoleń).
Zatem – pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki! Na dawnych, z tradycji wyrosłych obrazach Maryja trzyma Jezusa na kolanach, a On trzyma i ukazuje księgę betlejemskiej konstytucji. Droga do Betlejem będzie długa.