Wychowanie. Dziś głuchołaski „Schron” nie chroni przez atakiem bombowym, ale przed patologią ulicy. To miejsce, w którym młodzież dostaje szansę, by znaleźć pomysł na siebie.
Jeszcze rok temu to były niewykorzystane pomieszczenia w podziemiach Publicznego Gimnazjum nr 2 w Głuchołazach. Dziś, przekraczając próg „Schronu”, wchodzimy do przytulnego miejsca, w którym młodzi realizują swoje pasje. Wcześniej obdarte, gołe ściany wręcz straszyły, dziś pomieszczenia są wyremontowane i coraz lepiej urządzone. Rupieciarnia, w której można było znaleźć niemal wszystko, choćby stare maski gazowe, stała się klubem młodzieżowym z harcówką, siłownią, aneksem kuchennym i łazienkami. Jest stół do ping-ponga, są porozwieszane hamaki, są również rowery, bo jedną z pasji rozwijanych wśród młodych jest kolarstwo górskie.
Jak drugi dom
„Schron”, w którym panuje całkowity zakaz agresji, tętni życiem w każde popołudnie od poniedziałku do piątku, ale nierzadko również w soboty. – Przychodzę tutaj prawie codziennie. To miejsce jest jak mój drugi dom, w którym świetnie się czuję – podkreśla Kuba Zborowski z II klasy gimnazjum. Jego koledzy z przekonaniem kiwają głowami, dodając, że przecież to oczywiste, że jak tylko mogą, to tutaj wpadają. – Robimy tu wszystko. Gramy w ping-ponga, trenujemy na rowerkach, bawimy się w chowanego, jemy pizzę. Czasem mamy z naszym druhem nocne biwaki. Wtedy dopiero się dzieje. Jeździmy też na wycieczki, zwiedzamy – wyliczają z entuzjazmem.
– To miejsce było w opłakanym stanie, ale gdy przyszedł do mnie burmistrz Głuchołaz, szukając pomieszczeń dla młodzieży, od razu wydało mu się idealne – opowiada Jolanta Błaszczyk, dyrektorka PG nr 2 w Głuchołazach, która na powstanie harcówki i klubu w budynku szkoły zgodziła się bez wahania. – Niesamowite jest to, że przez kilka miesięcy chłopcy sami uczestniczyli w remoncie. Wiedzieli, że robią to dla siebie. Ich rówieśnicy w tym czasie siedzieli przy komputerach, a oni sprzątali, malowali ściany, kładli kafelki. W efekcie teraz mają swój własny kąt, do którego często przychodzą, nawet w soboty – mówi Jolanta Błaszczyk. Dodaje też, że dzięki podwójnym drzwiom wejście na szkolne korytarze można zamknąć, a wejście do podziemi pozostawić otwarte. – To idealne rozwiązanie, by „Schron” mógł działać po godzinach lekcyjnych – podkreśla dyrektorka.
Po prostu trzeba chcieć
– Kiedy zobaczyliśmy pierwszy raz to miejsce, to nie wiedzieliśmy, że tu może być tak ładnie – cieszy się Piotrek Pytel. A pytany, jak radził sobie z pracami remontowymi, uśmiecha się i mówi, że z tygodnia na tydzień coraz lepiej. – Dużo się tutaj nauczyliśmy – dopowiadają jego koledzy. „Schron” to efekt współpracy wielu osób skupionych wokół Stowarzyszenia Wspierania Działań Głuchołaskiej Młodzieży „Creatio”. Na efekt składają się m.in.: pasja wychowawcza druha Grzegorza Ptaka (który młodym poświęca nie tylko swój wolny czas, ale i diety głuchołaskiego radnego), współfinansowanie z budżetu gminy, brak opłat za czynsz i media, współpraca z Głuchołaskim Klubem Kolarskim „Victoria”, wsparcie ze strony lokalnych firm, a także zwykła pomoc rodziców chłopców i innych osób. Ktoś dał kafelki, ktoś inny stół pingpongowy, jeszcze ktoś inny – telewizor czy lodówkę. Specjaliści, którzy pracują dla szkoły, też pomogli w pracach remontowych.
– Dobre dzieła same się bronią. Kiedy wyzbyliśmy się materializmu i włożyliśmy tu wszystkie nasze środki, okazało się, że Pan Bóg oddaje z nawiązką – mówi Grzegorz Ptak. – Nie tworzymy „getta”, ale jesteśmy po to, by pomagać w sposób profesjonalny i godny. U nas młodzi nie dostają niczego za darmo. Stawiamy na mądrą pomoc, zachęcamy ich, by mieli pomysł na siebie. Chodzi o to, żeby odciągnąć ich od zagrożeń, które czekają na ulicy – tłumaczy. – Sami też zamiast stać z założonymi rękami i narzekać, że nie da się niczego zrobić, zakasaliśmy rękawy i zabraliśmy się do pracy. Okazuje się, że cały projekt kosztował w minionym roku około 100 tys. zł. Ale nie sięgamy po pieniądze ze zbiórek publicznych czy z odpisów 1 proc. podatku, by nie zabierać funduszy organizacjom charytatywnym. Jeśli ma się pomysł i chęci, to możliwe staje się znalezienie wielu innych rozwiązań. Po prostu trzeba chcieć – podkreśla druh Grzegorz.
Skauci Gór Opawskich
Grzegorz Ptak na rowerze przejechał wiele górskich tras, a gdy został wciągnięty do klubu „Victoria”, prezes Jerzy Ziółkowski zaproponował mu poprowadzenie kolarskiej sekcji młodzieżowej. W efekcie powstała hybryda harcersko-kolarska, bo drużyna harcerska Skauci Gór Opawskich rozpoczęła treningi na rowerach.
– Na początku chłopcy nie byli w stanie podjechać pod Górę Chrobrego. A po kilku miesiącach zaczęli zdobywać świetne miejsca w Bike Maratonie. Na treningi przychodzą, bo chcą, a nie dlatego, że ktoś ich do tego zmusza. Ich motywacja jest czysta – chwali chłopaków ich druh. – Wcześniej na rowerze jeździliśmy jedynie rekreacyjnie. Gdyby nie druh Grzegorz, pewnie dalej by tak było – podkreślają młodzi kolarze górscy. I mówią wprost, że wolą trenować niż grać na komputerze.
Wyścigi, w których biorą udział, to 25, a nawet 30 kilometrów górskiej jazdy. Dlatego potrzebne są nie tylko świetna kondycja i wytrzymałość, ale także dobrej jakości rowery. A te zakupił Grzegorz Ptak ze swojej diety głuchołaskiego radnego. – Uważam, że te pieniądze w całości powinny wrócić do społeczeństwa – tłumaczy swoją postawę.
Na koncie Skautów Gór Opawskich są już pierwsze sukcesy. Kacper Szymczuk chwali się 4. miejscem i wylosowaną nagrodą – kamerką. Z kolei Kuba Soczyński słusznie może być dumny z 10. pozycji w klasyfikacji generalnej Bike Maratonu. Uściślijmy przy tym, że drużyna z Głuchołaz nie brała udziału we wszystkich 10 tegorocznych startach.
– Ci młodzi ludzie to przyszłość naszego klubu. Jednak nie da się ukryć, że logistyczne przygotowania do udziału w każdym wyścigu są bardzo drogie. Bike Maraton jest cyklem 10 wyścigów, które odbywają się w różnych górskich rejonach Polski. Na wyścig trzeba dojechać ze sprzętem, a im dalej, tym drożej – wyjaśnia Jerzy Ziółkowski. – W nowym sezonie chcemy, by chłopcy przeszli badania u lekarza sportowego. Planujemy też wykupić im odpowiednie ubezpieczenie, bo uprawiają sport kontuzjogenny – tłumaczy prezes klubu. Dodaje, że dzięki władzom miasta profesjonalne stroje kolarskie chłopcy już mają.
W „Creatio” pomysłów nie brakuje
– Nasze stowarzyszenie podejmuje działania nie tylko dla młodzieży, ale również dla rodziców. Udało nam się zorganizować pierwsze wyjście w góry rodzica z dzieckiem. To było dwudniowe spotkanie z noclegiem na Biskupiej Kopie – opowiada Łukasz Winiarski z zarządu „Creatio”. Dodaje, że do udziału w tym przedsięwzięciu zgłosiło się 17 ojców. Każdy z nich na starcie otrzymał kopertę z zadaniami i w pewnych odległościach czasowych wyruszał ze swoim dzieckiem na szlak. W kopercie były tematy, na które ojcowie mieli w drodze podjąć dialog. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i zaowocował wieloma głębszymi rozmowami.
– Przymierzamy się też do zorganizowania studia fotograficznego. Liczymy, że takie zajęcia przyciągną dziewczyny, bo jak na razie do „Schronu” przychodzą przede wszystkim chłopaki – tłumaczy Łukasz Winiarski.