Czy Polska znalazła się na poboczu Europy? A może to właśnie Polska zachowała jej autentyczne jądro?
Niedziela chrztu Pańskiego wywołała we mnie refleksje wokół zbliżającej się rocznicy chrztu Mieszka I. Jasne – to nie był zwyczajny, rodzinny, parafialny, indywidualny chrzest. Zresztą – żaden nie jest prywatną sprawą. Ale tamten! To była sprawa tyleż samo indywidualnej wiary i decyzji konkretnego człowieka, co i przełom w historii jego ludu. Skoro książę – to księstwo. Skoro panujący – to i państwo. Dziś powiadamy, że suwerenem jest naród. Wtedy suwerenem był król bądź książę. Nie sposób sobie dziś wyobrazić, że religijna decyzja jakiegokolwiek rządzącego miałaby stać się decyzją jego poddanych. Żadne dywagacje niczego do końca wyjaśnić tu nie mogą. Tamten świat i nasz świat – to zgoła inne światy. Poddani Mieszka, potem Bolesława i kolejnych władców Polan powoli dojrzewali do nowej religii, ale i do nowej pozycji ich księstwa w tamtym świecie. Pozycja stawała się coraz wyrazistsza, a obecność nowego państwa widoczna.
To wtedy. Dzisiejszy świat jest ułożony inaczej. Religijny i wyznaniowy czynnik stał się niewiele znaczącym elementem układanki politycznej w Europie – pozostańmy tylko w tym kręgu. A był niegdyś czynnikiem rodzącym z jednej strony ogromne przemiany, postęp społeczny, kulturowy, oświatowy, architektoniczny, nawet sądowniczy i rolniczy, przemysłowy, komunikacyjny... Chyba nie muszę każdego z tych elementów ani objaśniać, ani uzasadniać. Księstwo Polan dzięki tym wszystkim czynnikom stało się państwem zwanym Polską.
Z drugiej strony czynnik religijny stał się w Europie zarzewiem niezgody, wrogości aż po krwawą nienawiść – całe połaci wielu krajów legły w ruinie. Niewiele później hasła oświecenia przyniosły rozprzestrzeniające się coraz szerzej inne zmiany. Religia miała zostać zgaszona jak niepotrzebna świeca – bo „oświecenie” miało stać się przestrzenią nowych dni. Nie stało się. W Polsce ani religijne wojny, ani oświeceniowe hasła nie stały się dominantą. Czy przez to Polska znalazła się na poboczu Europy? A może trzeba postawić inną tezę – może to właśnie Polska zachowała autentyczne jądro Europy? Wiem, można się spierać o to, bo wiele pojęć, wiele zjawisk społecznych, religijnych, ekonomicznych i innych jest nie do zdefiniowania, zatem i wnioski będą odmienne, nieraz skrajnie odmienne. Mnie się wydaje, więcej – jestem przekonany, że chociaż Polska jako państwo została z politycznej mapy wymazana, to jednak właśnie tu zachował się autentyzm europejskiego świata. Pewnie ekonomicznie skromniejszy – ale czy nie bardziej znaczący duchem? Może sformułowanie św. Jana Pawła II „więcej mieć czy bardziej być” jest wskazaniem właśnie na miarę owego autentyzmu?
Dlatego stawiam tezę: tylko powrót do wyrazistego chrześcijańskiego charakteru Polski pozwoli jej odrodzić się we wszystkich obszarach istnienia i życia. W sformułowaniu negatywnym: rozmazanie, rozpłynięcie się chrześcijańskiego etosu Polaków i Polski spowoduje jej marginalizację, a być może nawet wchłonięcie jej „masy upadłościowej” przez ościenne byty polityczne. Wojna trwająca w naszym kraju od jesieni (no, nawet dłużej) jest w istocie walką tych dwóch opcji – chrześcijańskiego „być” i pogańskiego „mieć”. Tyle, że jeśli przestaniemy być, to i „mieć” stanie się bezprzedmiotowe. Trzeba wrócić do mądrości i wiary księcia Mieszka i jego żony Dobrawy.