Nietypowe i subiektywne. Garść danych okraszona jest przemyśleniami uczestników i autorki.
Kościół na osiedlu Azoty jest specjalnie otwarty dla pielgrzymów Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Droga
Do pierwszej, drugiej stacji korci, żeby gadać. Dzielić się wrażeniami, motywacją, poznać współtowarzyszy. Przy ostatnich każdy oszczędza siły. Tuż po starcie, gdy idzie się przez miasto, zdarza się słyszeć pod swoim adresem okrzyki i „żarty” od przechodniów, zwłaszcza jeśli ktoś niesie widoczny krzyż. „Stacja pierwsza: Pan Jezus na śmierć skazany” - czytamy... Ile On zniósł obelg? Wrogości, agresji... Dziś w kościołach brzmi Hosanna, wspominamy palmy niesione przez tłumy wiwatujące na jego cześć, gdy wjeżdżał do Jerozolimy. Kilka dni później krzyczeli „Precz! Ukrzyżuj Go”. Czy nie bronimy się przed krzyżem, nie wstydzimy się go? Kolejny przystanek w byłym obozie Blechhammer. Wielu straciło tam życie, wielu poddało się nienawiści. Do rozważania dokładamy „Wieczny odpoczynek” i prośbę o miłosierdzie Boże dla ofiar i oprawców. I ruszamy dalej.
Pierwsze kryzysy dopadają już w połowie trasy. Na kędzierzyńskiej frustruje dopadająca w Sławięcicach myśl, że od celu dzieli nas już tylko 26 km, a my jeszcze nie wyszliśmy z miasta. A tu już nogi bolą, jest po północy.
Bez GPS-a
W nocy wszystko wygląda inaczej, inaczej odbiera się przestrzeń, odległości. Są wskazówki - opis trasy i/lub mapa, ale i tak łatwo pobłądzić, przeoczyć charakterystyczny punkt, zwłaszcza idąc w pojedynkę, bo widać tylko to, co parę kroków przed nami.
- To, że ludzie się gubią, błądzą, że trzeba pilnować trasy, jest wpisane w tę drogę. Dlatego nie ma strzałek, oznaczeń, informacji na szlaku - mówi Bartek Tumiłowicz, koordynator kędzierzyńskiej EDK. Jak w życiu - mamy opis trasy, wskazówki, które pozwolą dojść do celu - Pismo Święte, przykazania... Dlaczego więc tak często, przez zwykłe gapiostwo, niedoczytywanie, perspektywę sięgającą ledwie dwa metry naprzód - błądzimy? Gdy raz źle skręcimy, wskazówki przestają się zgadzać, wydają się błędne. Jak szybko przychodzi refleksja, że to nie one są złe, tylko my podążamy nie w tą stronę? To, że idziemy grupą, nie zwalnia z czujności. Ileż to grup źle poszło tej nocy, nadkładając sporo kilometrów i sił?
O świcie, u stóp Góry Świętej Anny. Tu już siły powoli się kończą Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Wstań i idź
Podczas postojów nie można siedzieć zbyt długo, bo robi się zimno. Ale z każdym kilometrem po chwili spoczynku trudniej wstać. Bolą wszystkie mięśnie, na nogach odciski, a plecak jakby cięższy... Jak trudno było Jezusowi? By ruszyć dalej, potrzeba motywacji. Są chwile, gdy idzie się tylko siłą woli, wstaje tylko dla podjętych intencji. Poczucie wyzwania to za mało. Podnieść może tylko miłość.
Stacje „Szymon z Cyreny pomaga...” „Weronika ociera twarz...”. Na tej drodze uświadamiam sobie po raz kolejny, ile znaczy obecność drugiego człowieka. Wystarczy, że kroczy obok, jest w zasięgu wzroku, że w oddali miga jego latarka. Tylko tyle, aż tyle. Wiedzieć, że nie jestem sam. Na ile ja podnoszę na duchu innych? Choćby swoją obecnością, uśmiechem, pomocą?
To moja druga EDK. Tym razem było łatwiej. Może była lepsza pogoda, ale i świadomość rozpierającej radości na finiszu. To dodało sił na ostatnie kilometry. Ostatnie podejście pokonywałam jak na skrzydłach, choć z zadyszką, wiedząc, że ledwie minuty zostały do spotkania z Nim na Mszy św. Czy Jezus dał radę unieść cierpienie i grzechy całego świata, bo znał Ojca i niebiańską radość? Bo szedł do Tego, którego kochał?
Msza św. o 7.00 dla tych, którzy dotarli do celu Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość U celu
- Szedłem pierwszy raz, dowiedziałem się o EDK z internetu i jestem bardzo zadowolony, że mogłem uczestniczyć w takiej formie Drogi Krzyżowej, przynieść tutaj intencje, które noszę w sercu, i powierzyć je św. Annie. Jest to trud, który można ofiarować, inny sposób przeżywania tego nabożeństwa niż w kościele. Możemy poczuć zmęczenie i ból, który na pewno czuł też Chrystus, i w jakimś stopniu łączyć się z nim w tej drodze na Golgotę. Na pewno warto było, za rok na pewno spróbuję znowu, zachęcę znajomych - dzielił się wrażeniami Michał Pudełko z Opola.
Ostatnie podejście, stacja XIV przy krzyżu i odpoczynek na rajskim placu. Udało się. Dotarło, choć miało się ochotę zejść z trasy. Radość - w oczach, w sercu, w uśmiechu. Choć zmęczenie i ból dają się we znaki, głosy pogodne, zadowolone. I tylko kontrolne pytanie: Idziemy za rok? I oczywista odpowiedź: No pewnie!
Epilog
Rok temu od dotarcia na Górę Świętej Anny miałam w sercu szczęście i pokój Zmartwychwstałego. Choć trwał Wielki Tydzień, nie potrafiłam smucić się na Męce Pańskiej, bo rozpierała mnie wielkanocna radość, pewność Jego Miłości i tego, że z Nim mogę wszystko. Za każdym razem, opowiadając czy pisząc o EDK, uśmiechałam się. Dziś też piszę to rozpromieniona. Ekstremalna Droga Krzyżowa przeżyta z Jezusem kończy się wielkanocną radością. Też ekstremalną.
PS. Wielkie podziękowania należą się tym, którzy organizowali EDK w tych miejscowościach. Wytyczanie i weryfikacja tras (czyli przejście ich zarówno za dnia, jak i nocą), przygotowywanie materiałów dla uczestników, podawanie informacji, bycie „do dyspozycji”... To poświęcone przez wiele osób dni. Wszystko dla większej chwały Bożej i naszemu pożytkowi. Stąd i podziękowanie w najlepszej znanej walucie: Bóg zapłać!