Ks. prof. Wacław Hryniewicz: Czy pedagogia strachu, surowości i rygoryzmu ustrzegła świat od niewiary, ateizmu i sekularyzmu?
Od lat nawołuje ksiądz do porzucenia przez Kościół pedagogii strachu. Tymczasem mamy natężenie zjawisk, które chyba temu nie sprzyjają: wzrastającą liczbę egzorcystów, otwartą wrogość do Kościoła. Jak tu się nie bać?
Odpowiadam pytaniem: czy pedagogia strachu, surowości i rygoryzmu ustrzegła świat od niewiary, ateizmu i sekularyzmu? Okazała się pod wielu względami nieskuteczna. Nie bez powodu papież Jan XXIII w związku ze zwołaniem Soboru Watykańskiego II podkreślał, że Kościół chce posługiwać się raczej „lekarstwem miłosierdzia”, niż surowością i potępieniami.
Co do mnożących się egzorcyzmów, warto zauważyć, że często mamy do czynienia z zaskakującym zachwianiem priorytetów. Traktuje się szatana tak, jak gdyby to on właśnie był wszechwładnym panem całego świata, słabszym od samego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Złemu duchowi przypisuje się wszelkie zło, które dzieje się dzisiaj w naszym życiu. Zapominamy wówczas, że jest Ktoś od niego mocniejszy, któremu należy uwierzyć i zaufać Jego obietnicom. Wrogość zaś do katolicyzmu może rodzić się także z powodu błędów popełnianych przez ludzi Kościoła, z tendencji do narzucania wszystkim określonych poglądów i wykorzystywania religii do celów politycznych.
Krytycy uważają, że głosi Ksiądz chrześcijaństwo w wersji light, rozmyte, miękkie…
Uważam, iż jest to po prostu wyraz niezrozumienia. Zarzut ten formułują często ci, którzy w ogóle nie czytają moich publikacji. Nie rozumieją, że pedagogia nadziei stawia większe wymagania etyczne i jest bardziej wymagająca niż sama pedagogia strachu przed wiecznym potępieniem. Bezkrytycznie powtarza się zarzuty o rozmywaniu chrześcijaństwa i wydaje niesprawiedliwe sądy, zapominając o słowach Jezusa: „Nie sądźcie, abyście nie zostali osądzeni” (Mt 7,1). W takich postawach widzę pogardliwe lekceważenie wielowiekowego nurtu nadziei na ocalenie wszystkich, który głosi o wiele szlachetniejsze motywy do czynienia dobra i przezwyciężania zła w ludzkim życiu. Aby to zrozumieć trzeba mieć w sobie taką nadzieję, współczucie dla najbardziej zatraconych oraz świadomość głębokiej solidarności międzyludzkiej. Komu tego brak, ten nie pojmie sensu opowiadania się za uniwersalizmem eschatologicznej nadziei. Płacz Jezusa nad Jerozolimą to wyraz Jego współczującej miłości dla wszystkich grzesznych ludzi. Za wybitnym szwajcarskim teologiem Hansem Ursem von Balthasarem mogę jedynie powtórzyć: „Kto liczy się z możliwością nawet jednego potępionego na wieki, oprócz siebie samego, ten nie może chyba kochać bez zastrzeżeń”.