Ks. prof. Wacław Hryniewicz: Czy pedagogia strachu, surowości i rygoryzmu ustrzegła świat od niewiary, ateizmu i sekularyzmu?
Przypominamy fragment wywiadu udzielonego „Gościowi Opolskiemu” (nr 43 /2014) przez ks. prof. Wacława Hryniewicza OMI, wybitnego teologa i ekumenistę.
Jakie wątki tradycji wschodniej inspirują Księdza szczególnie?
Większą czcią otacza się tajemnicę zmartwychwstania Chrystusa jako zaczątku nowego i przeobrażonego świata. Wielkanoc jest przeżywana jako „święto świąt”. Wielkanocne pozdrowienie: „Chrystus zmartwychwstał”, powtarzane w życiu niektórych świętych (np. św. Serafina z Sarowa) w ciągu całego roku, jest znamiennym wyrazem duchowości paschalnej. Teologia Paschy Chrystusa stale wpływa na charakter przeżywania chrześcijańskiej Radosnej Nowiny i przypomina, że nasze chrześcijaństwo jest wciąż za mało paschalne.
Z tym wiąże się również większa wrażliwość na osobę i działanie Ducha Świętego w życiu człowieka i w całym świecie. Jest On od wieków przyzywany w modlitwie przez Kościół, zwłaszcza w czynnościach liturgicznych, w poczuciu duchowego ubóstwa i niedostatków naszej wiary. Chodzi o tzw. epiklezę, czyli modlitwę przyzywającą Ducha Świętego, aby przemieniał dar chleba i wina w Eucharystii, odnawiał życie wierzących i całe oblicze ziemi. W tradycji chrześcijaństwa zachodniego epikleza przez długie wieki była zapomniana. Wprowadzona została w naszym Kościele pół wieku temu dzięki reformie liturgicznej, zapoczątkowanej przez Sobór Watykański II. W ślad za nią uczyniły to również inne Kościoły chrześcijańskie.
Zwracam ponadto uwagę na wschodnią naukę o wydarzeniach ostatecznych (eschatologię), w której jest więcej zaufania do przeobrażającej mocy Boga, pociągającego swoją miłością, dobrocią i pięknem ku sobie nawet największych grzeszników – również po drugiej stronie życia. Tam nadzieja powszechnego zbawienia od wieków znajdowała żywy oddźwięk w umysłach i sercach wybitnych świętych, w duchowości teologów i wiernych.
Ale czy nadzieja powszechnego zbawienia nie odbiera powagi naszym czynom na ziemi? Skoro wszyscy pójdziemy do nieba…
Bynajmniej nie odbiera powagi życiu, naszym decyzjom i czynom. Każdy musi przecierpieć do końca konsekwencje swoich win. Kiedy mówię o nadziei na powszechne zbawienie, nie chodzi o przymusową amnestię ze strony Boga, nie liczącą się z wolnością istot rozumnych. On respektuje wolność człowieka, ale nie jest wobec niej bezradny. Przekonuje i pociąga ku sobie wszystkim, kim jest (zob. J 12,32; 1 J 4,8.16). A jest najskuteczniejszym Lekarzem i najmądrzejszym Pedagogiem, który nigdy nie zawodzi. Zbyt łatwo mówi się o boskiej bezsilności w obliczu odmowy ze strony człowieka. Bóg jak Dobry Pasterz nie przestanie poszukiwać wszystkich zagubionych w swoim człowieczeństwie „aż znajdzie” (Łk 15,4.8). Kara ma charakter tymczasowy i terapeutyczny. Jej celem jest poprawa i nawrócenie, a nie jedynie odpłata za popełnione grzechy. Kara dla samej kary byłaby czymś zgoła negatywnym, pozbawionym sensu, niegodnym miłosiernego i sprawiedliwego Boga. Taki jest sens Gehenny – niewyobrażalnie bolesnego przejścia przez mękę, przed którą ostrzegał Jezus.
Skąd wobec tego tyle zastrzeżeń wobec takiego myślenia?
Do potępienia nadziei powszechnego zbawienia przyczyniły się chyba przede wszystkim rzesze prostych chrześcijan, którzy nie potrafili zrozumieć prawdziwego sensu Gehenny o charakterze leczniczym jako boskiego daru uzdrowienia, lecz opowiadali się za wiecznym potępieniem grzeszników. Francuski historyk George Minois („Historia piekła”) pisał: „Jeśli najstraszliwszy zbrodzień, a nawet sam diabeł mogą spodziewać się kresu męczarni, to doprawdy nie warto poświęcać się dla cnoty! (…) Otóż w dziejach Kościoła żadne wierzenie nigdy nie stało się dogmatem, jeśli uprzednio nie nabrało charakteru przekonania utrwalonego w opinii powszechnej”.
Człowiek może swoim życiem i także decyzją w chwili śmierci powiedzieć Bogu ostateczne „nie”. Czy Bóg mógłby takie „nie” zamienić na „tak”?
Śmierć nie jest ostateczną granicą możliwości nawrócenia. Bóg się nie śpieszy. W Jego dobrych rękach jest nie tylko czas ziemskiego istnienia człowieka, ale także wieczność. To teologia od wieków usiłowała, w swoim dominującym nurcie, wytyczyć granice miłosierdziu Bogu w śmierci człowieka. Wielowiekowy nurt nadziei na ocalenie wszystkich grzesznych istot nie stawia granic Bożemu miłosierdziu, które jest zawsze miłosierdziem sprawiedliwym.