W rozumieniu Izraelitów tronem Boga była Arka Przymierza – drewniana, pozłocona skrzynia z postaciami dwóch skrzydlatych cherubów (czyli aniołów) na górze.
„Bóg zasiada na swym świętym tronie!” – czytamy. Na tym tronie Bóg pielgrzymował i był pośród swego ludu przez 40 lat wędrówki przez pustynię, aż wreszcie wszedł do ziemi swej świętej. Minęło kilka stuleci, zanim dokonał się kolejny krok Bożego wstępowania – tym razem na świątynne wzgórze, gdzie król Salomon wzniósł i przyozdobił przybytek dla wielkiego Króla. Jakże nie śpiewać! Jakże co roku nie wspominać tego wydarzenia w uroczystej liturgii. Śpiewali więc synowie Koracha ten sam psalm, co i my dziś śpiewamy. Aż w którejś z wojen tron wielkiego Króla przepadł ukryty i nigdy nie został odnaleziony. A przecież po latach świętowano dalej. Jakby na przekór pustemu miejscu w świątyni, które Świętym Świętych zwano. W końcu Bóg w niebiosach mieszka. Aż w końcu nastał inny dzień. Ze skłonu wzgórza leżącego po przeciwnej stronie doliny Cedronu, w widowiskowej scenerii, Jezus Zmartwychwstały wstąpił do nieba. Czy nie na ten dzień i chwilę wieki wcześniej ten psalm ułożono? Słuszne więc, że wyznawcy wywyższonego Jezusa znowu tę samą pieśń śpiewają.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.