- Jak już chłopy się o coś modlą, to Bóg wysłuchuje! - podsumował biskup.
Wzorując się na św. Józefie, sami stają się przykładem dla innych Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Karol Symietz, 24-latek z Bogacicy, wstąpił w tym roku w szeregi Bractwa św. Józefa. Zachęcił go, jak mówi, przykład ojca, który obrał sobie opiekuna Jezusa za patrona parę lat temu, w 2013 r. – Ojciec mówił: "Jak masz problem, to zwróć się z nim do św. Józefa, on Ci zawsze pomoże" – przyznaje. – Jeżeli ktoś wierzy, to tak jest – potwierdza Rafał Symietz, który z żoną Ewą towarzyszył synowi.
Tradycją już jest, że 1 maja, podczas Święta Rodzin w Jemielnicy, we wspomnienie św. Józefa Bractwo, któremu patronuje, przyjmuje kolejne osoby. Choć reaktywowało się ono, z inicjatywy bp. Andrzeja Czai, zaledwie 4 lata temu, liczy już 668 członków i cieszy się ogromnym wsparciem i zaufaniem opolskiego ordynariusza. W tym roku powiększyło się o 37 mężczyzn. Wśród nich jest jeden ksiądz, 11 kleryków i 25 świeckich mężczyzn z 20 parafii.
Jednym z podstawowych zadań członków Bractwa jest modlitwa, a o jej skuteczności i potrzebie może świadczyć rosnąca wciąż liczba intencji, nadsyłanych przez ich stronę internetową. To także formacja podczas spotkań rejonowych, rekolekcji, pielgrzymek, a kolejnym, rozpoczynającym się już etapem jest apostolat. Jego przejawem jest np. modlitwa na antenie Radia Doxa, wsparcie finansowe udzielane dla jednego z opolskich misjonarzy i posługa w parafiach.
Ordynariusz opolski chwalił ich, mówiąc: – Bardzo mnie cieszy, "Bracia Józefowi" z rodzinami i siostry józefitki, wasz rozwój duchowy, to dobro, które już wyjednaliście waszą modlitwą dla siebie i innych. Jesteście dobrem wielkim naszego Kościoła opolskiego.
Kolejni adepci odebrali z rąk biskupa legitymacje Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Podkreślał rolę pogłębionej formacji w przeciwdziałaniu pustce duchowej, która jest bolączką dzisiejszego świata, a nawet wielu chrześcijan, małżeństw. Wezwał do wspierania starszych, umierających, dzieci. Kładąc im to bardzo na serce, zachęcił do przemyślenia, w jakiej formie realizować to najskuteczniej w parafiach.
– Niestety topnieją szeregi zgromadzeń zakonnych, które przez wieki świadczyły wielkie miłosierdzie. A tego miłosierdzia potrzeba dzisiaj na naszej ziemi bardzo. Któż więc ma je świadczyć? Musimy przejąć na siebie ten obowiązek… – tłumaczył bp Czaja.
Wymienił, że poziomów okazywania miłosierdzia jest wiele. W rodzinach potrzebują go zwłaszcza rodzice, krewni, często zbyt lekko oddawani do hospicjów czy domów opieki, są starsi ludzie, którzy cierpią z powodu samotności, bo dzieci się rozjechały po świecie.
– Może pomyśleć o jakichś domach dziennego pobytu dla nich? Kościół przez całe wieki uczył też sztuki umierania, św. Józef jest patronem dobrej śmierci. To poziom świadczenia apostolatu, który w jego bractwie powinien być realizowany. W mojej parafii siostry przychodziły do konających, ich przyjście oznaczało czas modlitwy, domownicy odkładali swoje zajęcia, bo przy konającym trzeba się modlić. Nie trzeba iść do sąsiada w habicie. Nie ma gotowców, pomyślcie, jak można by to zrobić. I wreszcie dzieci – często na wszystko mamy czas w ciągu dnia, tylko nie dla nich. A one płaczą nad uśmierconą miłością do nich. Czasem nie umiemy jej okazać albo jej nie ma przez egoizm. My nie stworzymy im rodziców, ale jest inna praca – trzeba przykładów, świadectwa i rozmów z rówieśnikami, motywowania ich lub nawet swoich dzieci, by więcej czasu poświęcały swoim dzieciom – zakończył biskup.