Bardzo trzeba uważać, by nie ulec tym kocim wrzaskom. Ani kociemu przymilaniu się.
News sprzed godziny: „Turysta spadł z Rysów”. No, powiedzmy, że pojechał po śniegowym płacie, który tam, wysoko prawie zawsze leży, znam to miejsce. Akcja, śmigłowiec, na szczęście „dobrze” się skończyło.
W okolicy mojej plebanii jest sporo kotów. Znam je wszystkie, każdy inny. Kiedyś jeden, dość charakterystyczny, podział się. Po kilku dniach usłyszałem przeraźliwe miauczenie. Na wylocie pustego gołębnika stał ów kocisko i wrzeszczał głodny. Wypuściłem dziada, ale do dziś nie wiem jak on tam wlazł.
Przyszli przed laty młodzi. Dziecko w drodze, chcą ślub. Sąd się zgodził, biskup także, ja wiedziałem, że z tej mąki chleba nie będzie. Proboszcz nie ma jednak żadnych prawnych instrumentów, by zapobiec dziecinadzie. Już dawno wszystko się rozleciało.
Poszli Anglicy głosować. Szkoci trochę inaczej. No i nieciekawie się zrobiło. Tylko, że tu nie pomoże ani górskie pogotowie, ani drzwi od gołębnika nikt nie otworzy. A co najgorsze – czas będzie beznamiętnie szedł do przodu. Big-Bena można zatrzymać, ale nie historię.
O co chodzi w dzisiejszym komentarzu? O przedziwne sumowanie się skutków decyzji. Jeden kot, jeden nierozważny turysta – jeden przypadek. Owszem, są jakieś konsekwencje, jakaś akcja, jakieś nieszczęście albo zysk. Dalszych i szerszych następstw nie ma. Jeśli decyzję podejmują dwie osoby – jak owi młodzi – sprawa się komplikuje. Każde z nich ma własny wpływ na dalszy przebieg wydarzeń. Oprócz tego liczą się wzajemne relacje. No i otoczenie obojga, ale też otoczenie każdego z osobna. Nigdy też nie wiadomo, jaka będzie siła oddziaływania poszczególnych faktorów. No i jak w kartach ważna jest sekwencja, czyli następstwo poszczególnych czynników. Nie wystarczy otworzyć drzwi gołębnika.
Tu trzeba przypomnieć niesamowitą historię dojścia do władzy Hitlera. Nie został on wybrany „przez ogromną większość własnego społeczeństwa”, jak się czasem mówi. To był niesamowity polityczny odbijany taniec z udziałem Brüninga, Hindenburga, von Papena i innych – nie licząc samego Hitlera. Rytm tego tańca wyznaczało ówczesne prawo, a jakże, demokratyczne. A jest to procedura trochę ślepa, podatna na propagandę, czasem przypadkowa. Są też czynniki niejawne. Biedą jest, że prosta suma głosów w istocie nie jest tym, za co się ją uważa. Przeczuwając to, wielu mieszkańców (w różnych krajach) nie bierze udziału w głosowaniach. Mówią, że to i tak niczego nie zmieni. Ale czy bierność może kreować coś sensownego? Wykorzystują to ci najaktywniejsi – choćby ich było niewielu.
Mądrości potrzeba – niekoniecznie książkowej. Znajomości historii swego kraju i Europy. Zorientowania politycznego. Zorganizowania społecznego. Elementarza ekonomicznego. Czynnej odpowiedzialności za „swoje podwórko” – dzielnicy, miasta, wioski, gminy. Więzi narodowych, ale otwartych na ludzką różnorodność. Etyczne zasady nie mogą być ostatnie. Wiele innych oczekiwań można by jeszcze wymieniać. Z tym wszystkim coraz bardziej krucho. W efekcie przypadek odgrywa rolę coraz większą, a krzykacze – jak ów kot wyłażą gdzieś wysoko i przeraźliwie miauczą na różne melodie. Bardzo trzeba uważać, by nie ulec tym kocim wrzaskom. Ani kociemu przymilaniu się. Nie, nie mam na myśli żadnych polskich czy europejskich partii, stronnictw ani frakcji. Jeśli jestem „za”, to zwykle tak bardzo, że aż „przeciw”. Martwi mnie coraz powszechniejszy zanik wartości, nieposzanowanie zasad tak etyki jak i zdrowego rozsądku. Przeraża mnie bierność połowy obywateli. Do rozpaczy doprowadza bezmyślność w przyjmowaniu każdej wiadomości – tak wiele z nich to grubymi nićmi szyte agitki. A wszystkie owe koty mają na swoje usługi cały asortyment mediów. Różnych. I bądź tu mądry!
A jednak trzeba!