Świętowanie półmetku budowy i protesty przeciw powiększeniu Opola miały miejsce przy Elektrowni Opole.
Demonstracja zaczęła się już w Czarnowąsach Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Obchody związane z półmetkiem budowy 5 i 6 bloku energetycznego Elektrowni Opole rozpoczęły się na terenie zakładów dziś w południe.
Spodziewaną na niej obecność premier Beaty Szydło bądź innych przedstawicieli rządu wykorzystali do zorganizowania manifestacji mieszkańcy z Czarnowąsów, Dobrzenia Wielkiego i okolicznych wsi.
- Protestujemy już od połowy listopada, odkąd dowiedzieliśmy się z prasy, że pan prezydent Opola zamierza podzielić nasze gminy i powiększyć granice administracyjne miasta kosztem naszych gmin, naszego budżetu i przede wszystkim mieszkańców. A przyszliśmy dziś przed elektrownię, bo mamy informacje, że na uroczystość półmetku budowy nowych bloków energetycznych mają przyjechać z Warszawy wysoko postawione osoby z rządu RP. Mamy nadzieję, że usłyszą nasz sprzeciw – mówi Rafał Kampa z komitetu „Tak dla samorządności”.
W stronę bramy elektrowni manifestanci szli pieszo, obok sznura aut Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Jasnym dla nich jest, że to właśnie elektrownia i wpływy podatkowe z jej działalności do samorządowej kasy, a nie same tereny są istotnym elementem, dla którego władze Opola dążą do poszerzenia granic.
Nowe bloki, o łącznej mocy 1800 MW to flagowa inwestycja PGE Polskiej Grupy Energetycznej i największa w Polsce po roku 1989. Przy rozpoczęciu budowy obecna była ówczesna premier Ewa Kopacz, więc oczekiwania, że teraz także przybędzie pani premier, choć nie potwierdzone przez organizatorów, wydawały się być uzasadnione.
Stąd już od rana, mimo padającego deszczu, kilkaset osób stało wzdłuż drogi prowadzącej do Elektrowni, licząc, że tędy będą przejeżdżać oficjele. Chcieli sprawić, by władze w Warszawie zobaczyły skalę protestu przeciwko powiększeniu Opola.
Protestujący na terenie budowy Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Już dwa dni temu kilka autokarów pojechało do stolicy, by manifestować przy MSWiA, gdzie obradowały zespoły Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Demonstracja miała wpłynąć na decyzję, która ma zapaść w najbliższych dniach.
Po 10.00 protestanci przeszli przed bramy elektrowni wznosząc transparenty, skandując i śpiewając przygotowane na tę okoliczność piosenki w oczekiwaniu na dygnitarzy. Także w całej miejscowości Czarnowąsy i trasie prowadzącej do elektrowni były zawieszone hasła i flagi.
Wznoszone przez nich hasła wskazywały na dużą determinację „Na złodziejstwo nie ma zgody”, „Taka nasza wola, my nie chcemy do Opola”, „Nie ma demokracji bez słuchania naszych racji” czy „Będzie opolskie powstanie” – to tylko niektóre z nich, nie odnoszące się bezpośrednio do decydentów. Nie wierzą m.in. prezydentowi Opola, Arkadiuszowi Wiśniewskiemu, który wczoraj zaproponował za pośrednictwem mediów 10 mln zł rocznie gminie Dobrzeń Wielki.
Jedynymi akcentami, przed którymi przestrzegała organizatorów policja, było podpalenie kilku opon - w Czarnowąsach, Borkach i w Brzeziu, w pobliżu zakładu. - My jesteśmy tu po to, żeby opanować mieszkańców, by protesty odbywały się pokojowo, bez burd i zamieszek, ale coraz trudniej utrzymać nastroje w ryzach, bo władze miasta i regionu nie liczą się z nami. Nie odpowiadamy za wszystkich mieszkańców – podkreśla Krystyna Pietrek, sołtys Czarnowąsów. Tymczasem zaproszonych dygnitarzy zapoznawano z postępem prac Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość
Premier nie było, przyjechał za to Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości, dwójka innych parlamentarzystów i Adrian Czubak, wojewoda opolski.
Już po rozpoczęciu oficjalnych uroczystości, odbywających się w namiocie na terenie elektrowni przemówienia zakłócili manifestanci, którzy weszli na teren budowy i ustawili się tuż za ogrodzeniem, zaledwie kilka metrów od zaproszonych dygnitarzy. Okrzykami zagłuszali prelegentów, starających się ignorować dźwięki spoza namiotu.
- Sądzę, że pole do kompromisu jest już niewielkie, my nie możemy o tym zapominać, ale dla nas najważniejsze jest to, że żaden wójt z Mniejszości Niemieckiej nie jest właścicielem tej ziemi. Jest nim Skarb Państwa i musimy podejmować decyzje, które są zgodne z interesem całej wspólnoty narodowej. Jeżeli mówimy dziś o przyszłości naszego regionu, to nie ma przyszłości województwa opolskiego bez silnego Opola. Jeżeli Opole będzie za 20-30 lat liczyło ok. 60 tys. ludzi, tak jak wskazują prognozy, to ktoś zapyta „po co takie województwo?” – odniósł się do protestów Patryk Jaki. Protestujący weszli na teren elektrowni, by przed gośćmi z Warszawy wyrazić swój sprzeciw odnośnie do powiększenia Opola kosztem ich gmin. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość
I dodał: - Pamiętajmy też, że tereny wokół Opola bardzo słabo się rozwijają, dlatego, że nie mają zaplecza infrastrukturalno-ekonomicznego. To zaplecze ma Opole i jestem przekonany, że po włączeniu tych sołectw do Opola te miejscowości będą się lepiej rozwijały, że stanie się dokładnie to, co się stało w Rzeszowie, gdzie też były najpierw podobne protesty a dziś te tereny rozwijają się dwa razy szybciej, są lepiej skomunikowane a mieszkańcy mówią teraz o lepszej jakości życia. Taki jest też cel tutaj. Ja jestem przekonany do tej koncepcji, a decyzja należy do Rady Ministrów.
Po zakończeniu krótkiej uroczystości, gdy przedstawiciele władz odjechali, protestujący także się rozeszli, zapowiadając jednak, że to nie koniec walki o utrzymanie gmin w całości. Pokojowe rozwiązanie uzależniają jednak od wycofania złożonego już wniosku i ponownego rozpoczęcia negocjacji dotyczących zmiany granic gmin.