Przed tygodniem pisałem o odczuwaniu tego, co nazywamy dobrem albo złem.
Ale i o odczuwaniu kolorów. Musi paść trudne pytanie. Skąd początek biorą te „odczuwania”? Pytanie jest drażliwe, a odpowiedzi bywają różne. Żadna nie jest oczywista, a spory z tego powodu trwają od zawsze. Dlatego czuję się zobowiązany zdeklarować, że jako chrześcijanin odczucie dobra moralnego – a więc dobra ludzkich czynów, słów, myśli, dokonań – odnoszę do Boga i wierzę, że w Bogu ma ono swoje praźródło. Celnie zostało to sformułowane w preambule Konstytucji RP: „...wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł...” Nie pytamy nikogo o te inne źródła. Jako chrześcijanie swoje przekonania jednak mamy. Nasza etyka, czyli zbiór reguł pozwalających odnaleźć się w świecie, gdzie dobro i zło są zdradliwie przemieszane, wyrasta z wiary w Boga i religijnej tradycji pokoleń. Czy jest wskutek tego inna niż etyka ludzi niewierzących? W zasadniczych obszarach życia nie jest inna, choć inną ma siłę motywacji. W niektórych różni się w ocenach i regułach. Czasem wyrastają z tego głośne spory, trudne do zażegnania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.