Na takie zaproszenie, niedługo po ŚDM, grupa Czechów znów zagościła w Niemodlinie.
Dla tych młodych ŚDM ma już swoją kontynuację Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - To wyszło spontanicznie – zaproponowaliśmy proboszczowi, żeby się znów spotkać, najlepiej teraz, póki pamiętamy, żeby się to nie rozeszło. - Napisałem do ich lidera „Przyjedźcie do nas jeszcze raz”, a oni to podchwycili. Ale do końca nie było wiadomo, ile osób przyjedzie - opowiadają Katarzyna i Marek Krzyżanowscy, współorganizatorzy spotkania.
Za pierwszym razem do Niemodlina przyjechało 40 Czechów, teraz było ich 26. Kiedy mówili rodzinom, goszczącym ich w czasie Dni w Diecezji, o tym pomyśle, słyszeli: „A czy będą moi Czesi? Czy będzie taka i taka osoba?”.
- Jak zawitali do nas dwa miesiące temu, była taka niepewność. Teraz mówili: „No, jak bym mogła nie przyjąć? Oni są jak moje dzieci...” Przyjechali już jak do swoich - uśmiechają się oboje.
Radość ze spotkania była widoczna na twarzach... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Było też sześć osób, które teraz dotarły po raz pierwszy. Stało się tak za sprawą proboszcza parafii Mohelnice, ks. Petra Šimary. Ogłosił on, że kto chce, może dołączyć grupy.
Dzięki tej wizycie udało się zrealizować punkty, na które nie starczyło czasu podczas Dni w Diecezjach. Przede wszystkim wspólne czuwanie, ale były też gra, ognisko, zwiedzanie zamku oraz czas z rodzinami.
- Wtedy bardziej skoncentrowaliśmy się na tym, by nawiązać relacje ze sobą, dużo jeździliśmy. Teraz mogliśmy poświęcić wieczór na uwielbienie. Takie czuwania - z adoracją i modlitwą w intencji ŚDM - mieliśmy w ramach przygotowań do nich co miesiąc od stycznia. Po tym ostatnim, w sobotę, nasz proboszcz zapowiedział, że będą kontynuowane. Liczy, że to się rozwinie – przyznaje Katarzyna Krzyżanowska.
Do włączenia się w ŚDM namówił część młodych z Niemodlina ks. Jarosław Staniszewski. Niektórzy dołączyli z początkiem roku, jak zaczęły się przygotowania duchowe.
- U nas w DwD gościły dwie osoby - teraz przyjechała z nich jedna, ale przywiozła dwie nowe. W komunikacji najważniejsze były ręce i translator - śmieje się Tomasz Czajka. - A już w ogóle gwarnie i rodzinnie było, jak na niedzielny obiad przyszła jeszcze siostra z rodziną, też mieszkająca w Niemodlinie. Tak samo będzie teraz. Wtedy wspólnie szykowaliśmy się na Kraków. Szkoda, że te dni przeszły tak szybko... Ale wspomnienia, niezatarte ślady w pamięci, wracają i wpuszczają taką kropelkę tęczy do codzienności - wspomina z kolegą, Marcinem Kotwicą.
Nie mogło zabraknąć grupowego zdjęcia Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość