W piecu znów zapłonął żar, a odgłosy uderzenia młotków o rozpalone żelazo wypełniły kuźnię.
Wrota kuźni Edardson w Dolnej otwierają się rzadko. Ostatnio okazją do tego był pokaz w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa. Ale dawniej, kiedy powstała po I wojnie światowej, kipiało w niej od pary, gorąca wydobywającego się z rozgrzanych węgli. Zleceń nie brakowało – właśnie tu robiło się podkowy dla koni, kotwy, obręcze do beczek, naprawiało części do maszyn rolniczych – np. lemiesze, które na kamienistych polach często się krzywiły. Świadczy o tym choćby fakt, że kuźnia ta była jedną z trzech w tej miejscowości. Była źródłem utrzymania rodziny do 1945 r., a po zmianie systemu politycznego, niesprzyjającemu prywatnej działalności i popularyzacji maszynowej produkcji, była używana coraz rzadziej, aż do śmierci gospodarza w 1965 roku. Potem zamarła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.