Przy wejściu do kościoła tablica wskazująca grób "nieznanych żołnierzy". Jacy żołnierze? I niemieccy, i sowieccy. Parafianie-Ślązacy dali im jeden, wspólny grób. Warto, żeby przyszłe pokolenia o tym wiedziały i pamiętały. Bo śmierć brata wszystkich.
Wracał ze wschodniego frontu II wojny światowej żołnierz, pewnie oficer pochodzący z miejscowości, gdzie jestem proboszczem. Rok był 1945, a może 1946. Przedostał się od Stalingradu aż na Śląsk. I tu, w polu, blisko celu drogi trafiła go zabłąkana kula. Zresztą dom, właściwie pałacyk, był już w obcych rękach. Pogrzebano go w bezimiennej mogile, przy wejściu na przykościelny plac. Swoją drogą, ten plac przez wieki był cmentarzem, kilka grobów wciąż o tym przypomina. Tę historię opowiedział mi jego siostrzeniec, który przyjeżdżał na grób wuja. Ów siostrzeniec był biskupem polowym armii austriackiej. Zostawiał nieco szylingów pani Janeczce, ona w trawie kwiaty sadziła, przy murze rósł anemiczny krzew cisu, a na Zaduszki (i nie tylko) lampki się paliły. Pani Janeczka umarła, biskup pewnie się postarzał, mogiła się zatarła pod trawnikiem, chyba ja jeden tę historię pamiętam. Przystanę nieraz, pacierz zmówię. Że mundur miał Wehrmachtu? A jaki miał mieć?
Bo mój stryj w polskim mundurze we Lwowie został pochowany. O polski Lwów walczył, miejsce honorowe na cmentarzu Obrońców Lwowa dostał. A po 1945 r. to i jego żołnierski grób, i tyle innych gruzem i śmieciem zostało tam zasypanych. Odmieniło się, cmentarz znowu jest cmentarzem. Jeszcze w roku 1939 spoczął tam mój dziadek. Przez tę ostatnią kwaterę pobudowano drogę i dziadka mi zaasfaltowali. Teraz ponoć te groby zostały przeniesione w inne, wolne miejsce. Ponoć – bom tam nie był i sam nie zobaczył.
No to jeszcze jeden obrazek. W Śmiczu na Górnym Śląsku kościół otoczony jest cmentarzem, od wieków. Przy kościelnym murze kilku proboszczów spoczywa. Przy wejściu do kościoła tablica wskazująca grób „nieznanych żołnierzy”. Tak właśnie odnotował to proboszcz w księdze zmarłych z roku 1945, kilkakroć wpisując „ein unbekannte Soldat”. Jacy żołnierze? I niemieccy, i sowieccy. Parafianie-Ślązacy dali im jeden, wspólny grób. Warto, żeby przyszłe pokolenia o tym wiedziały i pamiętały. Bo śmierć brata wszystkich. Po „tamtej stronie” nie istnieją polityczne granice. Ani językowe, ani społeczne. Jakiekolwiek. Z wyjątkiem jednej – z wyjątkiem granicy dobra i zła. A po „tamtej” stronie jest to już granica nieprzekraczalna dla człowieka. Dlatego warto i trzeba żyć tak, aby w momencie przejścia (zwiemy to śmiercią, która nie jest końcem) znaleźć się po stronie dobra. Czy zatem dla tych po stronie zła nadziei nie ma? Tak, jak to Dante na bramie piekła czyta: „Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”? Nie do końca. Jest przecież jeszcze Boże miłosierdzie. Jego moc ponad wszystkim. Jakie są drogi i mechanizmy Bożego miłosierdzia? Nie wiemy. Dlatego sami, nie mając wpływu na to, co jest po „tamtej” stronie, modlitwą towarzyszmy tym, którzy kresu ziemskiego życia dobiegli.
Tak było od wieków. Pogrzebowe ceremonie, jakże różne, zawsze wyrażały przekonanie, że jest ta inna strona rzeczywistości. I że odchodzący tam potrzebują naszego wsparcia. Z tego wyrastała, także bardzo różnorodna, pamięć modlitewna, ofiarnicza, obyczajowa. Od Jezusowego zmartwychwstania wszystko nabrało innego, jaśniejszego i radośniejszego zabarwienia. Dlatego pojadę na groby bliskich. Na te groby, które zostały jeszcze w zasięgu moich sił i możliwości. Innych zapiszę na kartce z wypominkami i odczytam wraz z innych imionami i nazwiskami parafian. I zatrzymam się przy owej ledwo widocznej mogile owego pechowego żołnierza, który po tysiącu kilometrów zginął na przedpolu swojej wioski. I wspomnę tych Krasnoarmiejców, tych z Wehrmachtu również, którzy przy kościele w Śmiczu grób znaleźli. I o niezłomnych z powązkowskiej „Łączki” pamiętać będę. I o księżach, których ostatnią „parafią” był obóz w Dachau, gdzie stoi dziś „kaplica śmiertelnego lęku Chrystusa” (Todesangst Christi Kapelle). Ten lęk był nam wszystkim potrzebny, by pewność nadziei życia dać każdemu.