Ile mogą naprawić bądź popsuć decydenci „u góry” – tyle samo, albo i więcej, możemy popsuć „na dole”. Wszelako możemy też swoją kompetencją, zaangażowaniem, znajomością środowiska, znajomością historii poprawić.
Re-reforma oświaty – temat gorący jak wulkan. A powinien być spokojny i rzeczowy. Wydaje się to niemożliwe, bo stał się tematem polityków. Nie wiem, jak teraz, ale jeszcze jakichś 10 lat temu na pierwszym roku studiów pedagogicznych dręczono studentów historią wychowania. Przekonywałem moją parafiankę, wtedy studentkę, że to ważne i potrzebne. Gdyby wszyscy dyskutujący dzisiaj o reformie zreformowanej szkoły znali choć trochę historię wychowania, uniknęliby wielu błędów. Drugie „gdyby” to znajomość tego „jak to robią inni”.
Za oknem mam Republiką Czeską i niektóre sprawy widzę. Krótka migawka: Wracałem z gospodynią od proboszcza z czeskiej strony. Zatrzymaliśmy się w czeskim miasteczku, młodzież ze szkoły całym strumieniem wracała ku centrum i do autobusowego dworca. Kilkuosobowe grupki, rozmowy, spokój, jakieś tam chipsy albo orzeszki, uśmiechy do nieznajomych, sympatyczne reakcje no moje „dobrý den”. Pozdrowienia z ich strony. Kwadrans później podobnej wielkości miasteczko po polskiej stronie. Światła na skrzyżowaniu, naprzeciw tłumek młodzieży ponadgimnazjalnej. Wrzask, śmieci ze słonecznika sypią się jak śnieg, papierochy, przekleństwa. Zdążyliśmy odskoczyć na bok zanim zapaliło się zielone światło. „Boże, najazd Tatarów” – jęknęła gospodyni.
Wiem, nie wszystko jest tak kontrastowe i jednoznaczne, jak w opowiedzianej (prawdziwej!) scence. Ale pytać, jak oni to robią, można. System jest zdecentralizowany. Szkoła podstawowa trwa w Czechach 9 lat – zaczynają sześciolatki (to po Habsburgach). Wiekowo koniec tego etapu jest podobny jak u nas po skończeniu gimnazjum. Ale odbywa się w jednej szkole. Potem gimnazjum (co jest odpowiednikiem naszego liceum) lub szkoły techniczne bądź zawodowe. Co dla nas niepojęte, to elastyczność w systemie. Można skończyć szkołę podstawową o 2 a nawet 4 lata wcześniej – trzeba się jednak do tej następnej dostać. Wtedy drugi poziom ulega wydłużeniu – tak, że do matury albo dyplomu technicznego tak czy owak zostaje lat 13. Oczywiste, że inny wizerunek młodzieży nie tylko z tej arytmetyki wynika. W efekcie wielu czynników identyfikacja dziecka ze szkolnym środowiskiem w pierwszym etapie kształcenia jest większa. A przecież ten etap rzutuje na całą resztę życia.
Chcę jeszcze dorzucić do tematu coś, czego w publicznej dyskusji brakuje zupełnie. Dyskutują „miastowi”. Ja jestem proboszczem wiejskim i takim nauczycielem (choć już emerytowanym). Gdy zadekretowano gimnazja, po kilku miesiącach napisałem tekst «Zabrali mi dzieci do gimnazjum» (Gość Niedzielny 12 IX 1999). Opustoszała zakrystia – a była więcej niż zakrystią, była rodzajem klubu młodzieżowego. Wyludniła się – to był efekt natychmiastowy. Już po dwóch latach zakrystyjna społeczność straciła ciągłość wiekowo-pokoleniową. Tych z doświadczeniem i znajomością tradycji na co dzień nie było. Zjawiali się w niedzielę, święta. Ale już nie wszyscy, z czasem już tylko niektórzy (niektóre). Młodsi nie mieli od kogo przejmować ani umiejętności, ani wzorców zachowania. Piszę o zakrystii – ale można ilustrować problem w innych obszarach: wiejskie ośrodki kultury, biblioteki, zespoły muzyczne, nawet sportowe. Tego miasto nie czuje. Tam wszystko zostało w niezmienionym zasięgu. Na wsi dojazd i powrót zjadają czas i siły. Na to nakłada się bzdurne i wręcz szczeniackie poczucie manifestowane na zewnątrz: „bo ja już chodzę do gimnazjum”.
Dwa razy do tej samej rzeki wejść nie można. Jeśli nawet gimnazja zostaną „wygaszone”, podstawowe szkoły i wiejskie środowiska długo, a w wielu przypadkach nigdy nie odbudują dawnej spoistości środowiskowej. Bo za dużo się zmieniło i młodzieży jest mniej. Gdyby była zachowana ciągłość tradycji i struktur, to spadek populacji nie byłby tak dotkliwie odczuwany.
Narzekam? Czarnowidztwo? Nie. Mobilizacja do wysiłku. Bo ile mogą naprawić bądź popsuć decydenci „u góry” – tyle samo, albo i więcej, możemy popsuć „na dole”. Wszelako możemy też swoją kompetencją, zaangażowaniem, znajomością środowiska, znajomością historii poprawić, nadać kształt doskonalszy, ukierunkować po ludzku i po Bożemu. Oba czynniki potrzebne i bynajmniej sobie nie przeciwstawne!
Na koniec mała perełka z czeskiej strony. Przygotowywałem promocję mojego zbioru reportaży «Wędrówki pograniczem» – po czeskiej stronie. Omawiamy ze starostą listę gości, zespołów. Podsunąłem „krasne holki ve krojich” (ładne dziewczyny w regionalnych strojach – jest ich tam kilka). Starosta popatrzył na mnie zdumiony i powiedział: „O tej godzinie? Przecież holki wtedy są w szkole”. Dyscyplina! Jakie to ważne.
PS. Czy wiecie, jak wiele dzieci z Polski uczy się w szkołach Zaolzia, na terenie Republiki Czeskiej? Coś w tym jest. Także nasi nauczyciele tam pracują – ale w systemie czeskim. I to nie jest żaden czeski film.