Nowy numer 13/2024 Archiwum

Czy można zapomnieć o czasie?

Na sekundowym zegarze mignie 23:59:59 i będzie nowy rok. Od poprzedniego takiego momentu minęło 31 622 400 sekund. Jakby to tak na złotówki zamienić...

To nie ja wymyśliłem ideę zapomnienia o czasie i jego upływie. Zaś do podjęcia tematu skłania szczególny moment roku. Na sekundowym zegarze mignie 23:59:59 i będzie nowy rok - oczywiście 2017. Od poprzedniego takiego momentu minęło 31 622 400 sekund. Jakby to tak na złotówki zamienić... Byłby majątek. Ale nie jest i tyle.

Sposób dzielenia czy raczej określania mijającego czasu rodził się i upowszechniał w ciągu wieków. Było słońce i jego wysokość na niebie, dość umownie zaczęto dzielić tę do południa rosnącą, po południu malejącą wysokość. Tak "na oko". 6 wznoszących się odcinków i 6 malejących. Z nocą było gorzej, bo księżyc nie zawsze "w tym samym miejscu". Ale księżyc też okazał się pożyteczny, bo zmiany wyglądu jego tarczy wyznaczały większą miarę upływu czasu - 4 razy po 7 dni. I dlatego słowo "miesiąc" w naszym języku ma dwa znaczenia - światło na niebie i długi, bo czterotygodniowy upływ dni. Wszystko jakoś niedokładne. Ale wystarczające, by żyć i nie pogubić się w... czasie. Jak w rozległym lesie.

Średniowieczne klasztory miały czas wyznaczany "godzinami" wspólnej, chórowej modlitwy. Jutrznia ze wschodem słońca, potem tercja, seksta (wyznaczona południem) i nona, aż po vesperae z zachodzącym słońcem. Kto wyznaczał chwile tych modlitw? W praktyce dzwonnik. Pierwszą i ostatnią - według słońca, także środkową - ale z przybliżeniem, tercję i nonę tak trochę na wyczucie. Albo według słonecznego zegara, którego konstrukcja jednak nie zawsze była precyzyjna. No i słońce nie zawsze świeciło.

Pojechał kiedyś mój brat. Z Katowic, gdzie mieszkał, do Warszawy na jakąś naukową konferencję. "Gierkówką" się wtedy jeździło, tego dnia jakoś dobrze się jechało. Witają się w hallu jakiegoś tam instytutu. "A, udało mi się dzisiaj przyjechać o 10 minut wcześniej" - pochwalił się. Inny uczestnik spotkania uśmiechnął się i zapytał: "I co pan zrobił z tymi minutami, panie profesorze?". "No i jak odpowiedziałeś?" - pytam. "Nic nie odpowiedziałem, bo nic nie zrobiłem. A on uśmiechnął się szelmowsko i odpłynął do innej grupy dyskutantów".

W jednej z nieodległych restauracji po czeskiej stronie na paragonie widnieje napis: "Nejvažněší je někam se nespěchat" - najważniejsze donikąd się nie śpieszyć. I pewnie stare (baaardzo stare) zegary, te z jedną wskazówką, miały rację. Spowalniały pośpiech. Nie, inaczej - one niczego nie spowalniały, tylko utrzymywały psychologiczny upływ czasu na ludzkim poziomie. Bo te dzisiejsze typu 12:00:00 poganiają nas w atomowym tempie. A słońce, księżyc, gwiazdy, wirująca ziemia beznamiętnie wykonują swój taniec. Nasze zegary to nie odzwierciedlenie natury, a raczej gwałt jej zadawany. Wyrzucić je? Ponoć już za późno, musimy żyć w niewoli ich wskazań. To one rządzą nami i naszym światem.

Gdy przed z górą już tysiącem lat papież św. Sylwester II konstruował swoje machiny do odmierzania czasu, czyli zegary, posądzano go o konszachty z diabłem. Zbożny rzymski lud czuł, że odmierzanie czasu jest jakby uzurpacją człowieka wobec wielkości Boga. Pewnie przesadzone było to podejrzenie. Wszelako te sekundowo dokładne (i dokładniejsze) zegary naszej epoki zapędziły nas w niewolę coraz bardziej pokawałkowanego czasu i jakiegoś niepojętego przyspieszania jego upływu.

Na głównym grzbiecie Karkonoszy sterczy skała zwana Słonecznikiem. Od wschodu słońce oświetla ją swoimi promieniami. Aż w pewnym momencie przestają się one ślizgać po jej powierzchni, by za chwilę skała stała się ciemnoszara na tle jasnego, południowego nieba. Owa skała przez wieki wskazywała mieszkańcom podgórskiej kotliny czas południa. I żyli, spokojniejsi byli, i ze wszystkim zdążyli... Czego i Drogim Czytelnikom życzę na nowe lata. Bo nie 31 536 000 sekund życzę Wam i sobie, a więcej!

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy