Mogłem zadawać nawet ostre pytania

Rozmowa z abp. Alfonsem Nossolem po śmierci Jana Pawła II.

Jakie były główne tematy rozmów Księdza Arcybiskupa z Ojcem Świętym?

- Raczej nie rozmawialiśmy o tym co się dzieje w Kościele polskim i o sytuacji politycznej w kraju. Dominowały tematy ściśle naukowe i ekumeniczne, zwłaszcza, że byłem jego następcą na stanowisku przewodniczącego Komisji Episkopatu ds. Nauki. On też zadecydował, że zostałem od początku członkiem Komisji do Dialogu pomiędzy Kościołami prawosławnymi a Kościołem rzymskokatolickim. Potem nalegał bym został również członkiem Komisji do Dialogu z Kościołem luterańskim i członkiem Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan. Nasze kontakty stawały się coraz bliższe. Był taki jak dawniej na uczelni – bezpośredni. Wprost mnie pytał jakie jest moje zdanie na temat niektórych zagadnień teologicznych. Papież znał zwłaszcza teologów języka francuskiego, a ja wprowadzałem go w świat teologii niemieckiej, która zajmowała miejsce wiodącej w świecie do tej pory teologii francuskiej. Pytał, kto z teologów języka niemieckiego jest godny uwagi. Co wnosi, na czym polega jego oryginalność i co moglibyśmy dzisiaj zaczerpnąć z tych nowych ujęć? Kiedy decydowała się sprawa nominacji nowego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan przekonywałem Ojca Świętego, że powinien nim zostać ktoś z kraju Lutra. Ojciec Święty poprosił mnie wtedy o wskazanie wybitnych teologów, którzy mogli by zająć to stanowisko. Czasem te nasze dyskusje trwały tak długo, że – zwłaszcza jeśli odbywały się wieczorem, po kolacji – ksiądz Dziwisz pytał czy mógłby już pójść! Żeby cały czas nie siedzieć przechadzaliśmy się z Ojcem Świętym korytarzem od kaplicy do wyjścia. Raz, pamiętam, trwało to do wpół do dwunastej w nocy i on obawiał się, że mnie już nie wypuszczą z Pałacu Apostolskiego. Ale tam mnie już znali, bo bardzo często przychodziłem do Ojca Świętego „schodami kuchennymi”.

Jak wyglądały te dyskusje teologiczne? Czy biskup - nawet jeśli jest profesorem teologii - może w ogóle dyskutować z Papieżem?

- Muszę powiedzieć, że miałem pewien przywilej. Mogłem zadawać pytania nawet natury dość ostrej, na które inni nie mogli by sobie pozwolić. Ale ja znałem Go już bliżej, z wcześniejszych kontaktów z KUL-u, gdzie przez sześć wspólnych lat byliśmy docentami. Warto przypomnieć, że Karol Wojtyła nigdy nie otrzymał profesury zwyczajnej. On się kłócił m.in. z profesorami KUL-owskimi, bo miał inną wizję filozofii, a KUL-owska szkoła filozoficzna uznawała tylko tomizm egzystencjalny odnowiony przez Jacquesa Maritain’a, On zaś szedł bardziej w kierunku fenomenologii Edmunda Husserla czy Maxa Schellera. Z tej racji miał bardzo szerokie spojrzenie, nie zależało Mu na jednorodnym charakterze filozofii. Na Watykanie, kiedy gościłem u Niego, zwłaszcza podczas sesji Papieskiej Rady ds. Jedności, często rozmawialiśmy o nowych ideach teologów. Czasem w tych dyskusjach nawet żartem mówił do mnie: Ty heretyku! Jezus Maria, jak Papież nazwał teologa heretykiem, to koniec. Dobrze, że się czasy zmieniły, bo spaliliby mnie na stosie! (śmiech). Poważnie mówiąc: otwartość u Niego pozostała do samego końca. Te osobiste spotkania były wielkim ubogaceniem, bo On miał intuicyjne wyczucie dojrzałego teologa i filozofa. W ostatnich latach spostrzegłem, że w tych dyskusjach stawał się coraz bardziej mistykiem. Jego teologia była coraz bardziej teologią „na klęczkach”, teologią modlącą się. Pracował nad Janem od Krzyża, Teresą Wielką, mistykami hiszpańskimi. Urzekała u Niego ta mistyczna postawa, zwłaszcza pod koniec było widać koncentrację mistyczną w myśleniu. Stąd też przedłużające się chwile modlitewnego skupienia, w przygotowaniu do Eucharystii, w dziękczynieniu, nawet w czasie rozmowy. Zresztą On ze względu na mistyków hiszpańskich zaczął się uczyć intensywnie hiszpańskiego, to był drugi – obok niderlandzkiego – język, którego nauczył się jako Papież w mowie i piśmie. Inne języki już znał, tylko udoskonalał je. Z tym jego darem wiąże się nawet wiele żartów, pamiętam jak w Japonii powiedziałem Mu: No, Ojciec Święty nawet po japońsku mówił! – Ale czy zrozumieli? – spytał On. – Chyba tak, bo klaskali! – odpowiedziałem (śmiech).

To, że Ojciec Święty przyjechał do nas na Górę Świętej Anny zawdzięczamy Księdzu Arcybiskupowi?

- Nie był ten przyjazd przewidziany. Ja nie wziąłem udziału w obradach Rady Głównej Episkopatu Polski, chociaż należałem do niej, i nas opuszczono, gdy ustalano trasę pielgrzymki Ojca Świętego. Nad nami miał tylko przelecieć w drodze z Katowic do Wrocławia. To nie jest w porządku, mówiłem w Episkopacie, Ojciec Święty będzie na całym Śląsku, a tylko my jesteśmy niegodni tej wizyty. Wielu starszych ludzi mówiło, to dlatego, że u nas jest mniejszość niemiecka nas pominięto. Czy my jesteśmy winni, że u nas jest taka struktura, że tyle lat byliśmy poza Polską, że jest nowa rzeczywistość. Ks. Bronisław Dąbrowski, sekretarz Episkopatu Polski odpowiedział mi, to proszę jechać do Ojca Świętego. Ja na szczęście miałem przy sobie paszport, pożyczyłem pieniądze na bilet lotniczy i nazajutrz byłem w Rzymie. – Co tak nagle jesteś w Rzymie? - zapytał mnie Ojciec Święty. Powiedziałem: Ojcze Święty, chcecie cały Śląsk zwiedzić, a nas niestety potraktować jako ludzi niegodnych wizyty papieskiej. Ojciec Święty tylko nad nami przeleci, tak mówią ludzie, że to ze względu na specyficzną sytuację jaka u nas jest, tak sobie ludzie tłumaczą zwłaszcza ci rdzennie śląskiego pochodzenia. Nie umieją tego zrozumieć i to ich tragicznie boli. Tak już zostało zaplanowane, powiedział Ojciec Święty. A ja mu na to: godzinę wcześniej trzeba skończyć we Wrocławiu i godzinę później rozpocząć w Krakowie, a po drodze zlądować u nas, nam wystarczy mieć Ojca Świętego przez półtorej godziny. My przygotujemy i zaśpiewamy Nieszpory a Ojciec Święty ukoronuje naszą Opolsko - Piekarską Matkę Bożą. Niech nam Ojciec Święty nie odmawia, prosiłem. Na drugi dzień Papież zaprosił mnie na kolację i mówi, no jak myślisz, czy Papież was nie kocha, czy chce was ukarać? Przylecę do was ! Tylko teraz musisz starać się żeby Polska mnie chciała, żeby Jaruzelski pozwolił na jeszcze jedno lądowanie. Powiedziałem: – To musimy załatwić strategicznie Ojcze Święty, proszę wysłać fax do Prymasa Polski z wiadomością, że Papież chce koniecznie odwiedzić Górę Świętej Anny ze względów historycznych, że chce odwiedzić cały Śląsk, bez wyjątków. I stało się. Ponad milion wiernych śpiewało wspólnie z Ojcem Świętym nieszpory na Górze Świętej Anny.

Mogłem zadawać nawet ostre pytania   Scena z marszu pamięci po śmierci Jana Pawła II (2 kwietnia 2005, godz. 21.37) w Kędzierzynie-Koźlu. Andrzej Kerner /Foto Gość

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..