Oczekiwana, witana oklaskami, słuchana z wielką uwagą. Floribeth Mora Dìaz z Kostaryki, uzdrowiona za wstawiennictwem św. Jana Pawła II, gościła w czterech miejscowościach diecezji opolskiej.
To normalna kobieta. Skromna i ciepła. Taka jak tysiące innych – mówi o. Franciszek Filar SVD, misjonarz, który towarzyszy w Polsce Floribeth Morze Dìaz. To żona, matka czwórki dzieci i babcia szóstki wnucząt, którą rozczula dziecięcy uśmiech, która czuje się silna, gdy wsparta jest na ramieniu męża. Jest Kostarykanką. Od Polski dzieli ją ocean i 8 godzin różnicy czasu. Ale odkąd usłyszał o niej cały świat w chwili, gdy ogłoszono cud uzdrowienia z nieuleczalnego tętniaka mózgu, cud, który posłużył w procesie kanonizacyjnym papieża Jana Pawła II, stała się osobą publiczną, do której domu dziennikarze pukają dzień w dzień. Mieszkańcy Nysy, Zawadzkiego, Bogdanowic i Dobrodzienia mogli spotkać się z nią bez pośrednictwa mediów.
Przesłanie o dobroci Boga
Z kościołów wychodzili mocno poruszeni. – To wręcz niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Ręce papieża, które pani Floribeth zobaczyła wychodzące ze zdjęcia. Miałam łzy w oczach, słuchając świadectwa uzdrowienia – przyznaje Maria Sarota z Bogdanowic. – Nie czytałam wcześniej o cudzie za wstawiennictwem Jana Pawła II, tutaj usłyszałam o nim pierwszy raz. Jestem głęboko poruszona – podkreśla Zofia Papuga z Głubczyc, dodając, że cała uroczystość była dla niej duchowym przeżyciem. – Dziś też i ja wypraszałam pewne łaski – mówi pani Zofia.
Marzeniem Floribeth Mory Dìaz, która w czasie uroczystości kanonizacyjnych niosła do ołtarza relikwie św. Jana Pawła II, było poznanie ojczyzny papieża. Na zaproszenie księży werbistów od początku maja gościła w Polsce, co dzień opowiadając o tym, czego doświadczyła. Na jej trasie, intensywnie wypełnionej spotkaniami z Polakami, znalazły się też cztery miejscowości w diecezji opolskiej. Przyjechała tu już pod koniec swojego półtoramiesięcznego pobytu w kraju papieża. W niedzielę 8 czerwca była w parafii Matki Boskiej Bolesnej w Nysie, we wtorek 10 czerwca w parafii Świętej Rodziny w Zawadzkiem, a dzień później w Bogdanowicach i Dobrodzieniu.
Na pewno była już zmęczona nieustannym podróżowaniem z miejsca na miejsce, ale nie dała tego po sobie poznać. Wszędzie, gdzie przyjeżdżała wraz ze swoim mężem oraz o. Franciszkiem Filarem SVD, misjonarzem w Kostaryce, uczestniczyła w Mszy św., po której dawała świadectwo wielkiej dobroci Boga. A w jej spokojnie wypowiadanych słowach wybrzmiewa chwała dla Pana, który po raz drugi podarował jej życie. – Jeśli my nie będziemy dziękować i głosić dobroci i wielkości Boga, to będą musiały robić to za nas kamienie – podkreśla uzdrowiona, dodając: – Dla mnie najważniejsze jest to, by jak najwięcej osób mogło poznać cud, który we mnie Bóg uczynił. Wykorzystałam do tego dziennikarzy. Oni przyjeżdżali do mnie, szukając newsa, a ja chciałam nieść przesłanie o Bogu w jak najdalsze zakątki świata.
Nie lękaj się, wstań!
Miała tętniaka w mózgu. Lekarze dali jej miesiąc życia. – Wiele osób mówiło mi, abym nie traciła wiary. Wiary nigdy nie straciłam, ale zawsze bałam się, że dzieci mnie stracą. Modliłam się o siłę i oddawałam się Bogu, mówiąc „Niech dzieje się Twoja wola” – opowiada Floribeth Mora Dìaz, podkreślając, że była i jest czcicielką Jana Pawła II.
– Wszystko się zmieniło 1 maja 2011 roku, w dniu beatyfikacji Jana Pawła II. W Kostaryce, na Stadionie Narodowym trwało wieczorne czuwanie, które zakończyło wspólne oglądanie transmisji Mszy św. z Watykanu. Nie mogłam w tym modlitewnym spotkaniu uczestniczyć. Przez cały czas choroby zażywałam silne leki, które mnie usypiały. Lekarz mówił, że moment śmierci będzie bardzo bolesny, więc najlepiej będzie, jeśli go prześpię. Ale wtedy w nocy obudziłam się mimo leków i włączyłam transmisję. Chwilę ją oglądałam i zasnęłam równie nagle, jak się obudziłam – wspomina, dodając, że kolejny raz obudziła się o 8 rano i było to całkiem inne przebudzenie. – Usłyszałam głos „Nie lękaj się, wstań!”. Widziałam, jak ręce papieża wychodzą ze zdjęcia z okładki dodatku do gazety codziennej, który miałam zawieszony nad telewizorem. Wychodzą i unoszą się w górę, pokazując mi, że mam wstać. Podniosłam się i do dnia dzisiejszego chodzę – podkreśla.
Opowiada też o przeogromnym zdziwieniu lekarza, pytaniach sąsiadów. Mówi o dzieleniu się swoją historią na stronie internetowej poświęconej papieżowi, a także o telefonie z watykańskiej komisji ds. kanonizacji. O potwierdzaniu braku śladów choroby w różnych szpitalach, przez niezależnych lekarzy. A przede wszystkim wychwala Boga, który w niej uczynił cud. Prosi też o modlitwę za kapłanów.
Żywa Biblia
– Przygotowywaliśmy się duchowo do spotkania ze świadkiem. Dzień wcześniej, w święto NMP Matki Kościoła o. Henryk Kałuża głosił u nas kazania, mówił o św. Janie Pawle II – opowiada ks. Joachim Bomba, proboszcz parafii Świętej Rodziny w Zawadzkiem. Podkreśla, że to nie jego zasługa, że uzdrowiona Floribeth Mora Dìaz przyjechała do Zawadzkiego. – To o. Kałuża zaproponował mi taką niespodziankę. Jak mógłbym się nie zgodzić. Pani Floribeth jest żywą Biblią, którą inni mogą czytać i poznawać dzięki niej Boga – mówi. W efekcie już na nabożeństwie czerwcowym z modlitwą przez wstawiennictwo św. Jana Pawła II kościół był pełen ludzi. A przed rozpoczęciem Mszy św., której przewodniczył o. Henryk Kałuża SVD, docierały kolejne osoby. Nie tylko z Zawadzkiego, ale i z sąsiednich miejscowości. – Nie możemy stąd wyjść jak z teatru czy kina. To nie festyn sportowy czy ludowy. To spotkanie z Bogiem, który pokazał nam świętego i chce nas zaangażować w dzieło miłości zbawczej – podkreśla o. Henryk Kałuża.
– Widziałyśmy panią Morę Dìaz w telewizji, czytałyśmy różne artykuły o niej. Znamy jej historię, ale chciałyśmy zobaczyć ją na żywo, usłyszeć jej świadectwo – przyznają Irena Gorwa i Danuta Kardynał z Zawadzkiego. – O tym, co usłyszałam, opowiem dzieciom i mężowi. Bardzo się wzruszyłam, to było dla mnie umocnienie wiary – mówi Wioletta Ziółkowska.
– Jestem zaskoczona tym, jak wiele osób przychodzi na spotkania. Nawet te przedpołudniowe. Wszędzie, gdzie przyjeżdżamy, kościoły są wypełnione. Nie spodziewałam się tego – podkreśla Floribeth Mora Dìaz po spotkaniu w Zawadzkiem. – Bardzo żałuję, że nie mówię po polsku – dodaje. Nauczyła się kilku zwrotów w ojczystym języku papieża. Umie powiedzieć „Szczęść Boże” czy „I z duchem twoim”. – Uczestnicząc w Mszy św. w języku polskim staram się rozpoznawać poszczególne zwroty i odnosić je do języka hiszpańskiego. Nie jest to łatwe – mówi. Poznając kolejne parafie, poznaje też polskie zwyczaje i kuchnię. Ale przede wszystkim daje poznać siebie tym, których spotyka. Podpisuje obrazki, pozuje do zdjęć, z pomocą tłumacza o. Franciszka odpowiada na pytania. Wie, że ludzie chcą zachować jakąś pamiątkę ze spotkania z nią.
Tekst pochodzi z "Gościa Opolskiego" nr 25/2014.