Czy ksiądz może godzić ze sobą dwie różne profesje? Prostej odpowiedzi nie ma.
Byłem u starego znajomego. Księdza i przyjaciela. Proboszcz, plebania i... leśniczówka. Leśniczy? Nie, raczej z leśniczymi. Myśliwy? Czasami. Wita nas stary jeleń i malutka sarenka - obu zwierzakom udało się przeżyć, bo trafiły w dobre ręce. A wszystko w komitywie z psami. Kiedyś to miał także radio. Trochę z zawiści jednych, trochę z nacisków rozgłośni sieciowych lokalna stacja padła, a szkoda.
Wracałem do domu... Przypominali mi się księża, co to nie tylko proboszczami są (czy byli). Pierwszy to mój proboszcz z Bytomia - Wacław Schenk. Proboszcz i profesor uniwersytetu. Historyk. Wielce zasłużony dla kultury polskiej (choć z niemieckim nazwiskiem). Albo ks. Jan Pedewitz - zaprzyjaźniliśmy się, choć on odszedł z tego świata w roku 1705. Tłumaczyłem jego „Historię”. Ale nie przełożyłem całości. Chętni do wydania tego ciekawego dzieła ginęli bez wieści. Kogo to dziś bawi! A dla siebie tłumaczyć nie muszę, po prostu czytam i wiem więcej. Ks. Pedewitz wiele sam napisał, ale też przepisał cały szereg dokumentów z dawniejszych czasów, których treść dzięki niemu przetrwała.
Z innej beczki - ks. Walenty Gadowski. Tatry i kuracja maślankowa uratowały mu życie. On się odwdzięczył, popularyzując walory gór, klimatu, kultury tatrzańskiej. I urządził najsłynniejszy tatrzański szlak zwany Orlą Percią. Ale to tylko część jego dokonań dla ciała i ducha. Był wykładowcą pedagogiki i katechetyki, autorem wielu podręczników. Odszedł na niebieskie szlaki w roku 1956, w wieku lat 95.
Są wśród nas poeci i dziennikarze, są muzycy i inżynierowie, są motocykliści ciężkiego kalibru i malarze, czynni sportowcy i profesjonalni fotografowie, są gołębiarze i hodowcy rybek, są znawcy folkloru i zbieracze kulinarnych przepisów, są pszczelarze i zielarze... Nie o wszystkich wiemy. Ale nawet to, co wiemy, budzi w nas jakąś wątpliwość. Mianowicie: czy można godzić ze sobą dwie różne profesje? Prostej odpowiedzi nie ma.
Niektóre profesje trzeba by z góry wykluczyć. Czasem z przyczyn naturalno-organizacyjnych. Czasem z powodów etycznych, jako że niektóre profesje stawiają w konieczności trudnych i nie zawsze jednoznacznych wyborów moralnych. Czasem z powodów dysproporcji aksjologicznej - nie wyobrażam sobie księdza, który byłby cyrkowym clownem. Trudno by się było za naszych dni zgodzić na czynne zaangażowanie księdza w politykę partyjno-państwową. A przecież do II wojny światowej bywało tak i w Polsce, i w Niemczech. Dopiero opanowanie polityki przez totalitaryzmy przekreśliło alians duchowno-partyjny. Pozytywną postacią był na Śląsku ks. Carl Ulitzka, proboszcz w Raciborzu i zarazem szef jednej z frakcji parlamentarnych w berlińskim Reichstagu (swoją drogą, podziwiam możliwości komunikacyjne sprzed 90 lat).
Ale oprócz wątpliwości jestem przekonany, że ta druga, poza duchowną, profesja może się przyczyniać - i zwykle tak jest - do większego otwarcia księdza na ludzi, na ich sprawy, na radości i na kłopoty. Pomaga poszerzyć pole ewangelizacji o tzw. kolegów z boiska. Bardzo zresztą różnych, często niemających kontaktów i doświadczeń religijnych. A i ci, którzy takowe mają, otwierają się na inny sposób niż oficjalnie w Kościele.
Swoją drogą, chętnie posłałbym niejednego czcigodnego na jakąś leśniczówkę czy do trasowania górskiego szlaku. Może by wtedy było mniej antyklerykalizmu?