Do świętej Anny niesiemy sprawy najtrudniejsze, licząc na Jej babciną pobłażliwość.
Za kilkadziesiąt godzin wyruszymy z pielgrzymką. Obojętne czy będzie padało, czy będzie słońce. Weźmiemy parasolki, nie tylko dlatego, że ostatnio są wyjątkowo popularne. Pójdziemy śladami nieprzeliczonych tłumów, którzy szli „na Anaberg”, do „świętej Ołmy”.
Dla tylu pokoleń ludzi Góra św. Anny to cudowne uzdrowienia dla duszy i ciała. To miejsce spowiedzi i przemiany. To miejsce święte i najdroższe. Rozśpiewane uspokajające, krzepiące, rozmodlone. Jest własnością wszystkich ale i każdego z nas z osobna. Niektórzy przychodzą z grzechami, beczą, są jakoś ukradkiem. Odchodzą radośni. Wielu wpada na chwilę, nadkładając drogi, tak jak wpada się do Babci albo Mamy. Jedni trzymają się za ręce, bo są jeszcze szczęśliwi.
Obok idzie starsza pani o lasce i wspomina czasy, kiedy chodziła tutaj „w bieli”, za panny. Modli się o dobrą śmierć. Ci z Holandii i Niemiec nie wyobrażają sobie być w domu i nie być tutaj, mimo że często mają życie pogmatwane i porąbane.
Do świętej Anny niesiemy sprawy najtrudniejsze, licząc na Jej babciną pobłażliwość. I przychodzą tutaj łobuzy i pijacy, dusze pobożne i mądrale, są ci, którzy lubią długo się spowiadać, nie tylko ze swoich grzechów, i są ci, którzy unikają spowiedzi, jak diabeł wody święconej. Ale tu wielu pęka i klęcząc w konfesjonale opowiada o wypadkach z przeszłości.
Góra św. Anny - dostojna, mocna, zastygły wulkan, i tak bazylika jak sala tronowa, bo wielka, piękna i jasna. Tron Jej Wnuka w złocie, Jej Figurka otoczona aniołami. Wkoło śliczne kwiaty, w powietrzu snuje się dym kadzielny, echo organów i orkiestr, i śpiewów. Wyruszymy na Górę św. Anny i podejdziemy pod ołtarz, a nawet pójdziemy za. Będziemy jak najbliżej, by napatrzeć się w twarz Babci, twarz Wnuka, twarz Maryi. By popatrzeć w oczy to marzenie tylu pielgrzymów. Ofiarować jej najprawdziwsze łzy i szepnąć... .
Bo Góra św. Anny to nie miejsce, które się zwiedza, ale w którym się spotyka z Nim.