Mieszkańcy Landzmierza z Biadaczowem, Lubieszowa i Dziergowic odbudowują domy, z niepokojem patrząc na pochmurne niebo.
90-latka cieszy się z szybkiego postępu prac... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Po stodole i piętrze najbardziej zniszczonych zabudowań gospodarczych u Gintera Folka nie ma już śladu, nie licząc kikutów muru i sterty uporządkowanych belek czekających na pocięcie. Podobnie jest na innych posesjach.
- Firma od dachu ma być w przyszłym tygodniu, jacyś ludzie obiecali też pociąć resztę drewna. A potem trzeba będzie jeszcze uzupełnić dachówki nad chlewem i zrobić jakiś dach nad szopą. Piętra nie będę robił, bo słomy już nie zbieram, ale gdzieś trzeba trzymać auto, traktor czy przyczepę... – tłumaczy pan Ginter.
Od feralnego piątku 7 lipca, kiedy przez te wioski przetoczyła się niszczycielska trąba powietrzna, mija trzeci tydzień. To, co mogło być uprzątnięte, zostało posprzątane. Pomagali w tym (niektórzy nadal) strażacy, młodzież z proboszczem, wolontariusze z różnych stron, osadzeni z więzienia, rękawy zakasała też posłanka PiS z kilkunastoma działaczami.
Budynki gospodarcze czekają, zabezpieczone prowizorycznie, a najważniejsza na razie jest odbudowa dachów na budynkach mieszkalnych. Okoliczne firmy i te pościągane z dalsza uwijają się jak mogą, bo pochmurne niebo co chwilę straszy możliwymi opadami.
Sukcesywnie spływa pomoc finansowa, przeznaczana od razu na zaliczki dla budowlańców i materiały.
Dom pani Heleny jest już odbudowywany, lada dzień dach będzie gotowy Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość O najstarszych, samotnych dbają pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, załatwiając niezbędne formalności i rozliczenia, zamawiając kolejnych fachowców, na bieżąco dogląda pani sołtys.
Dom Heleny Tłuczykont, którego nadzór budowlany nie dopuścił po kataklizmie do użytkowania, zmienił się już nie do poznania. A staruszka tylko krząta się między ludźmi, parząc z pomocą sąsiadki kawę czy grzejąc kiełbasę dla dekarzy.
- Robota idzie szybko. Ale boję się, czy ten nowy dach wytrzyma i nie zawali mi się na głowę - zadziera głowę, choć od wszystkich słyszy zapewnienia, że więźba jest solidna, mury grube, a ekipa fachowa.
- Tu sytuacja jest już w miarę dobra, choć oczywiście trzeba się śpieszyć, bo każdy deszcz powiększa szkody. W trudniejszej sytuacji są mający gospodarstwa rolnicy albo firmy, których budynki gospodarcze uległy zniszczeniu. Żniwa są w toku, a plony czy słomę trzeba gdzieś składować, bo czas nagli. Podobnie maszyny i materiały firmowe, by kontynuować działalność. Tu ze strony państwa nie ma wsparcia, a przydałyby się choć takie kredyty nisko oprocentowane, jak po powodzi. Nie chodzi o bezzwrotną pomoc, ale o to, żeby jak najszybciej móc odbudować niezbędne pomieszczenia. Może ktoś o tym pomyśli? - podsuwa pomysł Elżbieta Sączawa, sołtys Landzmierza.
O aktualnej sytuacji poszkodowanych, pomocy, jaką otrzymali zwłaszcza najstarsi mieszkańcy, w wydaniu nr 31/2017 Gościa Opolskiego na 30 lipca.