Rzucił prawo na rzecz malarstwa. O tym, jak chłopak z Wróblina został wybitnym malarzem i dlaczego obchodzimy jego rok.
W liczących 449 stron dziennikach Jana Cybisa porusza mnie fragment o prześladującym go śnie: „Dom taki sam, tylko że w skali pałacu, duży i zamożny. Ojciec mija mnie. Ja zwracam się do niego: Tata, pocałuj się ze mną. Ojciec mówi do mnie: Gniewam się na ciebie. Ale w tej samej chwili przedstawia mnie jakiejś pani, z pewnym ojcowskim zadowoleniem, po niemiecku. (…) ostatnio opowiadałem ten sen wobec głupców i rozbeczałem się”. Tak pisze Cybis już na progu swojej starości. Patrzę na zdjęcie z roku prawdopodobnie 1901. Przed drzwiami domu we Wróblinie (dzisiaj dom nr 58 przy ul. Głównej) rodzina Cibisów: Alois, Jan na kolanach ojca, również Jana, Robert na kolanach mamy Marii i Agnes. Mama umrze w roku 1904. Alois zostanie lekarzem. Agnes, zwana Nyszką, zostanie z mężem we Wróblinie. Robert zginie w czasie I wojny światowej we Flandrii, jego imię i nazwisko wraz z 15 innymi mieszkańcami Wróblina zostanie uwiecznione na pomniku stojącym niemal naprzeciwko domu Cybisów. Ojciec Jan weźmie sobie drugą żonę – będzie miał z nią pięć córek: Annę, Marię, Walburgę, Franciszkę i Magdalenę. Cztery z nich pozostaną niezamężne i będą mieszkały razem w domu rodzinnym, spoczną obok siebie na wróblińskim cmentarzu. Jan zostanie wielkim, sławnym malarzem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.