Europę o sercu zamkniętym na dobroć i z rozumem zamkniętym na prawdę zmiecie byle powódź.
Boimy się Rimini. Oczywiście, użyłem nazwy tego miasta jako hasła. Napaść imigrantów na tubylców. Bo Polacy w Europie są dla tych z Afryki tubylcami. Boimy się Barcelony, boimy się Manchesteru. Boimy się enklaw w niejednym państwie – enklaw rządzących się szariatem. Widziałem lęk Czechów na widok postaci w burkach. „U nas? W Ołomuńcu? Przecież to nie Praga!”. Jakby w Pradze miało to nie budzić zdziwienia. A w Warszawie? A na naszej prowincji? Jeszcze nie widać, ale...
Słucham kazania arcybiskupa Nossola, wygłoszonego w czasie sierpniowych uroczystości w Kamieniu Śląskim. Wynotowuję wątki. I ten o lęku: „My nie powinniśmy się bać nawet mocnego islamu. Ale musimy się bać przede wszystkim słabego chrześcijaństwa”.
Czy mordujący niewinnych ludzi islam, czy terroryzujący Europejczyków imigranci, czy tworzący zaczątki swoich nowych europejskich państewek mieszkańcy Bliskiego Wschodu i północnej Afryki są „mocnym islamem”?
Tak. Bo przemoc, jaką stosują, jest dla nas i nieprzewidywalna, i fizycznie nas niszczy. Psychicznie także. Nie – bo na takiej sile nie zbudują swojej przyszłości. Nawet gdyby nas wyeliminowali z publicznej przestrzeni, ich siła obróci się przeciw nim samym. Terror nigdy nie kończy się pokojowym rozwiązaniem. A islam podzielony do granic skrajnej nienawiści (szyici i sunnici) okaże swoją słabość.
A ich wiara? Mocna czy słaba? Damaszek, jeszcze przed epoką wojen w Syrii. Jestem w meczecie Umajjadów, stoję przy kolumnie w bliskości mauzoleum głowy Jana Chrzciciela. Dyskretnie obserwuję rzędy mężczyzn – na kolanach, głowy dotykają kobierca podłogi. Recytują modlitewne teksty. Pokłony, słowa, zdania – wszystko układa się w jedną, zgraną w szczegółach całość. Modlitwa, wyznanie wiary, uwielbienie Boga. To robi wrażenie. Choćby dlatego, że takiej modlitwy ani świadkiem, ani uczestnikiem w chrześcijańskim kraju i w chrześcijańskiej świątyni nie będziesz.
Jerozolima. Piątkowy ranek. Od Cedronu idę w stronę miasta, po lewej ogrom świątynnego wzgórza. Złota kopuła meczetu już zniknęła z pola widzenia. Nad całą okolicą z głośników rozlega się głos imama – trwają modlitwy. Przemykam bokiem ulicy, od miasta ku świątyni płynie rzeka mężczyzn. Najmłodsi – chłopcy jeszcze, najstarsi – sędziwi starcy. Ale większość to młodzi mężczyźni, w milczeniu, skupieniu idą pokłonić się Bogu na ich (teraz ich) świętym miejscu. W żadną niedzielę takiej ludzkiej rzeki na drodze ku chrześcijańskiej świątyni nie uświadczysz.
Mocny to czy słaby islam? Moja odpowiedź ilustracjami malowana nie tylko nie wyczerpuje problemu, ale nawet problemu nie stawia w całej rozciągłości. Wracam więc do kazania abp. Nossola. On też problemu nie wyczerpał – jako że zbyt szeroki na kazanie. Wskazał jednak na dwa szczególne wątki nas, chrześcijan, dotyczące.
Pierwszy to świadectwo. Świadectwo życia wartościami Ewangelii. Wskazał przykładowo kilka postaci świętych – wspomnę Brata Alberta i Edytę Stein. Dwa różne, a konieczne obszary – dobroć i prawda. Dobroć świadczona najsłabszym, symbolizowana podaną kromką chleba. Symbolizowana, bo potrzeby człowieka są szersze. Prawda wypracowywana tak na uniwersytecie, jak i w klasztornej ciszy. Prawda przyjmowana od Boga i ofiarowana człowiekowi. I dobroci, i prawdy nie dostaje dziś Europie i Europejczykom. I to napawa lękiem. Europę o sercu zamkniętym na dobroć i z rozumem zamkniętym na prawdę zmiecie byle powódź.
Czy jest już za późno? By powódź zatrzymać – pewnie za późno. By umocnić naszą pozycję – za późno nie jest. Tylko że czasu na próżne i głupie spory trwonić nie wolno! Ale ulegać oszołomom też nie należy.
Drugi wątek wskazany przez abp. Nossola to radość. I tu mój komentarz: nie wystarczy bić w dzwony „contra Turcos”, jak przed kilkuset laty. Dwa historyczne cudy wtedy się wydarzyły. Dziś nie wystarczą wody zatoki wokół Naupaktos ani przedpola Wiednia. Ludzi Chrystusa (czyli chrześcijan) musi być widać wszędzie, a ich znakiem rozpoznawczym powinna być właśnie radość. Nie ta kupowana na targowisku świata, tylko radość serca. Więcej – radość całego jestestwa. Przecież Bóg jest z nami! Dlatego chrześcijan stać na radość nawet w chwilach ryzyka. Mocni będziemy radością. I tu cytat ze wspomnianego kazania: „Cóż w autentycznym chrześcijaństwie nie jest ryzykiem? Przecież drogowskazem, głębią chrześcijaństwa jest krzyż”.