W pedagogice informatycznej jesteśmy chyba nieobyci, nieświadomi zagrożeń, dzieci uczą się szybciej on nas. Uczą się?
To nawiązanie do tytułu sprzed tygodnia. Ale materia zgoła inna. Wspólnym mianownikiem są obawy. Wakacyjna wycieczka z ministrantami (chłopcy i dziewczęta) - Karpacz, rok 2012.
Pięć lat temu, a jakby inna epoka. Nie rozumiałem wtedy, co siedzi za miedzą. Na koniec turnusu wieczór przy grilu, kiełbaski, napoje, chleb. Są śpiewniki, siedzimy na ławeczkach, stoły. To nie to, co kiedyś przy ognisku, gdy siedziało się kołem - a koło łączyło. Ławeczki i gril - niekoniecznie.
I coś ten nasz wieczór się nie kleił. Zakończyłem po pół godzinie. Narada ze starszymi. Usłyszałem: „Czemu ksiądz nie wyłączył routera? Przecież jest w księdza pokoju”. No tak... Telefon miałem, z internetu korzystałem (prognozy pogody, brewiarz). Młodzież korzystała bardziej. Nawet ze sobą „gadali” z pomocą klawiatury.
Kilka dni temu rozmawiam z mamą małej, nazwijmy ją Beatką. Niespełna 10 lat. Pełna znajomość obsługi smartfona, konto na facebooku. Wtrącam: Ale przecież 13 lat... „Wiem, ale miała konto. Jak mąż się zorientował, zlikwidowaliśmy. Ale poradziła sobie, pod innym imieniem, innym hasłem. Łukasz ma teraz aplikację pozwalającą kontrolować zawartość jej telefonu. Tego jeszcze nie wyczaiła. Ale czasem włosy na głowie dęba stają”.
Mama młoda, ledwo po trzydziestce, przygody jej nieobce były. Ale obawia się, że słodka Beatka ją prześcignie. I dziwić się, że stary proboszcz, od owej mamy starszy o 40 lat nie dogania dziesięcioletniej młodzieży.
Nie doganiam, mimo, że telefon to dla mnie więcej niż telefon. Mam tam niektóre pliki zawierające parafialne sprawy, np. terminarz ślubów na dwa lata do przodu. No i ogłoszenia bieżącego tygodnia. Telefon zawsze w kieszeni, można w sklepie czy na parkingu sprawdzić. Mam „ściągę” do kazania - wygodniejsza od papierowej. A telefon ma funkcję czytnika, co daje pełny komfort. Byle tylko przełączyć w „tryb samolotowy”. A to ma także aspekt wychowawczy. W zakrystii, zanim ustawimy się do wyjścia pada pytanie: „Czy samolocik włączony?” Mój na ambonie, ich na stole w zakrystii - i dobrze. Wpadki z dzwonieniem nie było nigdy.
Ale obserwuję przed i po mszy, jak u niektórych widać oznaki uzależnienia. „Co tak się wiercisz?” Coś tam mruczy w odpowiedzi. W końcu słyszę: „Zapomniałam telefonu”. Jasne, niektórzy ludzie wpadają wtedy w panikę. Inny objaw to wyłączenie się z rzeczywistości, oczy wpatrzone w ekranik, palce pracują zwinnie. „Panie szanowny! Na odwyk z tobą!”. Zawstydzona mina, blokuje, chowa. Za chwilę ręce same sięgają do kieszeni.
Obserwacje z zakrystii - a to i tak są najbardziej wolne dzieci. A ilu już jest niewolników? Małą Beatkę przygotowywałem do I komunii. W szkole podstawy kładła katechetka. Podręczniki nie nadążają za życiem. Wiem, że ja też już jestem z „tamtej” epoki. W katechezie o smartfonach nie było ani słowa! Przynajmniej w moich katechezach. Owszem, z bierzmowańcami korzystamy na ich spotkaniach z Pisma Świętego właśnie ze smartfonowego internetu. To takie moje świadome zwracanie uwagi, że można tam znaleźć nie tylko gry, posty od znajomych i polubienia z różnych stron. Ale to nie odwróci wszystkich niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą wirtualny świat.
A czyha w nim wiele niebezpieczeństw - często celowo tworzonych i przemyślnie kamuflowanych. I tego trzeba się bać. Czasem bardzo. Wspomniana Beatka prowadziła konwersację z jakimś dwudziestolatkiem. Może nic. Ale na pewno obycie z tą formą kontaktu z kimś niewiadomym. Zniknie dziecięca nieufność wobec nieznajomych. A licho nie śpi i podsunie pułapkę.
W pedagogice informatycznej jesteśmy chyba nieobyci, nieświadomi zagrożeń, dzieci uczą się szybciej on nas. Uczą się? Tak, ale tylko tej warstwy, którą w niektórych aplikacjach nazywa się „skórką”. A pod tą widzialną powłoką może kryć się niebezpieczeństwo, którego nie przeczuwamy. I tego bać się trzeba. I uczyć się trzeba, proszę Państwa rodziców, nauczycieli i duszpasterzy. A młodzi wyłączony router potrafią obejść.