Co denerwuje śląskie kobiety, dlaczego fortepian jest najlepszym instrumentem, i jak - będąc tenorem - zdobywać serca kobiet?
Selfie z Frelami robiły sobie też młodsze frelki Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Przyjechaliśmy razem, rodziną, bo i Frele i Filharmonię Dowcipu znamy i lubimy. Freli często słucham - są oryginalne, mają power i talent - zachwyca się Laura Mross z Przysieczy.
- No i śpiewają w gwarze, a my w domu też się nią posługujemy na co dzień. Zwłaszcza, że te teksty mają sens, fajnie się ich słucha. A Waldemara Malickiego znaliśmy tylko z telewizji, więc jak jest w Opolu, to takiej okazji nie można przegapić. Lubimy klasykę, zresztą córka jest skrzypaczką, a to wydanie - muzyka poważna, ale z przymrużeniem oka - jest niesamowite - dodaje Sylwia Mross, mama Laury.
Rzeczywiście Marcelina Bednarska, Marta Skiba i Magdalena Janoszka czyli solistki zespołu wyśpiewały po śląsku historie o mężu, który zadeptał świeżo umytą podłogę albo długo nie wraca, choć czekają na niego rolady z kluskami i modrą kapustą.
Maras, Dejta cicho, Geroj - to tylko niektóre ich hity, które ukazując kobiece rozterki, bawiły publiczność.
Pięcioletnia Marysia Madera z Osieka też jest wielką fanką Frelek - specjalnie dla nich przyjechała.
- Zna z internetu ich piosenki i śpiewa je z pamięci, zwłaszcze „Dejta cicho”, tylko teraz się zawstydziła. Jest super, o tym świadczy zresztą to, ile ludzi przyszło i w jak szerokim przekroju wiekowym - uśmiecha się jej mama, Krysia.
Zwycięzcy licytacji z koszulkami Roberta Lewandowskiego Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość W przerwie między występami, podczas koncertu współorganizowanego przez ks. Jerzego Kostorza była oczywiście licytacja koszulek znanych sportowców.
Tym razem były to klubowa i reprezentacyjna koszulka Roberta Lewandowskiego. Ostatecznie Antoni Piechota z Opola i Michał Mocigemba z Kolanowic dali za nie po 6 tys. zł. Zgodnie przyznają, że nie są wielkimi kibicami, ale liczy się cel - renowacja katedry.
- Z okna widzę wieżę katedry, z niej też wywodzi się moja parafia, więc mam dla niej sentyment. Trzeba wspomóc dzieło, które stworzyli nasi przodkowie. A koszulka - będzie zakładana od święta albo pójdzie dalej na licytację, by znowu przynieść jakiś grosz katedrze - przyznaje Antoni Piechota.
Waldemar Malicki równie lekko prowadził dialog z publicznością słowami jak muzyką Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Zaś chwilę po licytacji Waldemar Malicki wraz ze swoimi solistami udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że jedyna klapa w wypadku tego koncertu i takiej klasy wirtuozów to będąca częścią instrumentu klapa fortepianu. Zwłaszcza że publiczność, rozgrzana już po występie Frelek, przywitała go i Filharmonię Dowcipu gorąco.
I już po chwili odgadywała, ile różnych, znanych tematów muzycznych można zawrzeć w 2-3-minutowym utworze i to mieszając płynnie poważne dzieła np. z lambadą czy równie rozrywkowymi „kawałkami”.
I na ile sposobów przetworzyć melodię pieśni polskiej tak, by nabrała charakteru rosyjskiego, niemieckiego, francuskiego, włoskiego... Śmiała się też z uwag i uszczypliwości serwowanych pod adresem sopranistki, wiolonczelistki, tenora czy... opery.
- Byliśmy też na poprzednim koncercie przy katedrze, gdy śpiewała siostra Cristina. Takie koncerty, imprezy to dobry pomysł, bo można nie tylko wesprzeć katedrę, ale zyskać coś dla ducha, można się umuzykalnić. Korzyści są obustronne - mówi małżeństwo, które przyjechało aż spod Strzelec Opolskich.
Koncert zorganizowały wspólnie: Diecezja Opolska, Miasto Opole, Stowarzyszenie Przyjaciół Katedry Opolskiej Crux przy wsparciu sponsorów.