Pomińmy filozoficzne rozważania na temat wielkości i godności życia. Wystarczy popatrzyć na przedszkolne podwórko, na młode kotki w ogrodzie (które „nie wiadomo skąd” się tam wzięły).
Mały kotek i mały człowiek cieszą się życiem – taka obserwacja starcza mi za semestr wykładów. Tymczasem otacza nas złowroga kultura śmierci. Wojny. Sprawiedliwe i usprawiedliwione zabijają tak samo jak wojny agresywne. Mamy narzędzie do uśmiercania setek tysięcy ludzi w jednym momencie – tak działa broń jądrowa. Wymyśliliśmy obłęd aborcji. I taki mechanizm uśpienia sumienia, by aborcja „nie była” zabijaniem. Jest. I tak trudno z nią walczyć. Wyrósł na naszych oczach inny smok pożerający życie – eutanazja. Samobójstwa zawsze się zdarzały, ale były marginesem i były surowo piętnowane przez społeczność. Eutanazję okrzyknięto przyjacielem. Czyim? To i wiele innych śmiercionośnych wątków splotło wokół świata gęstą pajęczynę. Uwierzyliśmy w jej dobroczynność. I tak ukształtowała się kultura śmierci. Pod tym względem gatunek „człowiek” jest niepojętym wyjątkiem wśród świata. A życie warto pokochać. Własne i czyjeś. Pokochać do szaleństwa. Zanim zimni i wyrachowani nie zniszczą wszystkiego. To moralny imperatyw.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.