To nie to samo, co genealogiczne drzewo. To żywa pamięć i związek z tymi, którzy ciągle są, żyją. Niedostępni - a przecież bliscy.
Mijają trzy tygodnie, można spokojnie dotknąć tematu, by nie zostać odebranym jako obrazoburca. Stary wypominkowy dowcip znacie. Ksiądz czyta kolejny stosik kartek: „Za duszę Jana i Zofii, za duszę Antoniego i Karoliny, za duszę Franciszka...”. Dwóch młodych popatrzyło na siebie, trącili się łokciami. Jednemu było Antoni, drugiemu Franciszek. „Spadamy – gorączkowo szepnął Franek do Antka, bo zaraz nas zadusi”.
W czym rzecz? W tej niekończącej się litanii imion, nazwisk, pokrewieństw. Czytający wpada w trans, znaczenia słów już nie ogarnia, czasem w wyobraźni widzi twarze tych, których dawno pochował. Czasem otrzeźwi go wpis: „Za zmarłego Jana Pawła II i ks. Popiełuszkę”. Chwila przerwy i półgłosem wypowiedziany komentarz: „Oni przecież już w niebie”. Zdrajca mikrofon podchwycił i ogłosił, że oni już w niebie. A że u mnie dwa cmentarze, to było napisane „stary cmentarz”. Oczy, jak automatyczny czytnik przetransponowały pisane na mówione. I wyszło: „za wszystkich zmarłych z rodziny, pokrewieństwo i stary cmentarz”.
Nie, nie kpię ze zwyczaju wypominek. Szanuję ten zwyczaj. Nie dlatego, że towarzyszy mu „kasa”. Do tego wątku wrócę za chwilę. Szanuję ten zwyczaj, bo jest jednym z elementów naszej pokoleniowej pamięci. „Narody tracąc pamięć, tracą życie” – to napis przy wejściu na zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzyzku. Ponoć jest to aforyzm autorstwa francuskiego (i polskiego!) generała Focha. Przetransponuję nieco to zdanie: „Rodziny tracąc pamięć, tracą życie”. Pisałeś kiedyś wypominki? Rodzice, bracia, siostry, dziadkowie, ciotki, wujki... To jakoś poukładane. Przy kolejnym pokoleniu wstecz – imion coraz mniej, a powinno być więcej. Pradziadków wielu już nie pamięta. Pra-pra – to już mało kto. Wiem, są tacy, co to rodowody kompletują, drzewa genealogiczne sadzą..., przepraszam, tworzą. Nawet są do tego stosowne aplikacje komputerowe. Ale tak masowo – to tylko wypominki zostały.
Pisałeś kiedyś kartkę wypominkową? Ja dawniej nie pisałem, mam to w głowie, choć na pewno niekompletne (skomplikowana historia obu pni mojej rodziny. A jeszcze koledzy, koleżanki...). Przed rokiem po raz pierwszy się w tych swoich wypominkach poplątałem. Tego roku grzecznie sporządziłem kartkę. Wsadziłem pomiędzy inne, przeczytałem. To nie to samo, co genealogiczne drzewo. To żywa pamięć i związek z tymi, którzy ciągle są, żyją, niedostępni – a przecież bliscy. I może trzeba być po siedemdziesiątce, by odczuć i przeżyć to z jakąś dziwną jasnością umysłu i serca.
A do wypominkowej kartki i długiej litanii imion potrzebny kwiat. Dawniej jeden, dziś także drugi, dziesiąty... Morze kwiatów, zorza zniczy. Wrócić na cmentarz późnym wieczorem – widok pełen spokoju i zadumy. Kilka zdjęć... Wraca się do nich później. Ucieszyłem się, gdy dowiedziałem się, że kilkoro moich młodych parafian (wiek pogimnazjalny), chłopców i dziewcząt, objechało samochodem cmentarze całej okolicy, gdy już nie było wielu ludzi, tylko widoczna z daleka łuna przyciągała wzrok. Też fotografowali. I modlili się. W pobliskim miasteczku młodzieżowy zespół grał i śpiewał – repertuar dobierając do chwili i miejsca. Być wśród swoich, także na cmentarzu. Ci młodzi nie pójdą niszczyć nagrobków i dewastować nekropolii. Niszczyciele są spośród tych, co to śmierci i życia nie rozumieją. Dla nich wypominki to pewnie farsa, a grzeczne stanie przy grobie babci – tortura.
To wszystko kosztuje. Jasne. Na tym świecie to czynnik obecny od zawsze. Tyle że współczynnik jest chyba rosnący. Ja też mam groby bliskich, wiem. I nie będę składowych tej sumy wyliczał. Cmentarze z zawodowego obowiązku znam. Widzę, jak z latami nagrobki nabierają innego wyglądu – już nie lastriko, już nie marmur, już nawet nie zwykły granit. Dostępność materiału, formy, liternictwa jest zdumiewająca. A że część to chińska masówka, tutaj tylko „implementowana”? To co? Są porządne i tyle. Kiedyś grobowce były też wystawne – świadczą o tym zabytkowe cmentarze. Tyle że na wystawne i artystyczne budowle stać nielicznych. Dziś wszystko się jakoś uśredniło. Może to i dobrze?
A te wypominkowe pieniądze? Tak to wygląda, że za całą wypominkową kasę to bym jednego dzisiejszego nagrobka nie postawił. To o czym tu mówić? A na każdym grobie kwiaty i znicze za wielokrotność wypominkowej ofiary. Byle nasza pamięć o tych, co to już na drugim brzegu, trwała przed Bogiem. I by wystawność grobowców i wszelakich dekoracji nie była pusta, lecz pełna oczekiwania wyrastającego z wiary.