Jedyną moją polityką jest stanięcie przy Jezusie i Jego Ewangelii.
Mija rok od uroczystej proklamacji Chrystusa naszym Panem i Królem. Proklamacji, bo wybór – istotny i fundamentalny dla Polski – miał miejsce przed ponad tysiącem lat. Czy można podsumowywać ten miniony rok w perspektywie pytania o królowanie Jezusa w naszych sercach i w naszej ojczyźnie? Zbyt krótki to czas, by dokonały się zmiany widoczne na tyle, żeby były zauważalne. Póki co, na pewno widzimy walkę.
W oczy rzuca się to, co zdaje się stać po stronie królestwa ciemności. Przede wszystkim niezgoda, rozbicie, gorzej – nienawiść zżerająca wiele środowisk i wielu ludzi. To zło wybucha w różnych obszarach życia naszego narodu i naszego państwa. Nie chcę wskazywać i wymieniać. Mogę się pomylić, mogę moje osobiste uprzedzenia bądź sympatie wykreować na strony owej walki. Tym bardziej nie chcę pokazywać palcem czy słowem na kogokolwiek, bo zdarza się w ferworze walki, zdarza się w obliczu prowokacji i prowokacyjek, że ktoś stojący po stronie dobra strzeli jakieś głupstwo. A nas, którzy mienimy się rycerzami Jezusa Króla, obowiązuje sformułowana przez apostoła Pawła zasada: „Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc” (1 Kor 4,5).
Próbując dociec, czy istotnie stajemy pod znakiem Jezusa Króla, trzeba nam pamiętać, że od roku 1939 usiłujemy wciąż sprzątać w ojczyźnie, w Polsce, to, co nam zburzyli materialnie i duchowo faszyści i komuniści. Tym trudniejsze to sprzątanie, że oskarżenia o komunizm i o faszyzm wciąż są w użyciu. Bez sensu, bez znajomości historii, bez znajomości naszej polskiej duszy. Musimy sprzątać po jednych i drugich, musimy to robić razem, nie okładajmy się więc nawzajem obraźliwymi epitetami. Zbyt bolesne dziedzictwo, żeby je w użyciu utrzymywać.
Otóż – sprzątamy. I jak to przy takiej robocie, tu się coś stłucze, tu coś się rozleci, tam jakiś rupieć, spadając z górnej półki, śmiecia narobi i kurzu na cały nasz polski Dom. Winien nie ten, który rupiecia strącił, a ten, kto pozwolił, żeby to coś spokojnie gdzieś tam tkwiło. Na pół martwe i spróchniałe – ale wciąż zagrażające zdrowemu i nowemu.
Antypolitycznym chcę powiedzieć, że w polityczno-partyjny spór nie wchodzę. Jedyną moją polityką jest stanięcie przy Jezusie i Jego Ewangelii. I budzenie w ludziach nadziei. Tak na płaszczyźnie codziennych kontaktów, duszpasterskich poczynań, jak i publicystyki. To już mój 667. felieton. Gdy zaczynałem dawno temu, jako cel postawiłem sobie właśnie budzenie nadziei w sercach Czytelników. Czasem było trudno. Ale myślę, że od zamysłu nie odstąpiłem.
Wracam do wstępnego pytania: czy coś pod berłem i sztandarem Chrystusa Króla zmieniło się w Polsce? Nie wiem, czy akuratnie od roku, ale zmieniło się i zmienia wiele. Spotkałem tu kiedyś w markecie (gdzie bywam tylko z musu) moich dwoje parafian – wrócili z Holandii i pracują w rzeczonym sklepie. „Ooo! Wy tutaj?”. „Tak, tutaj. Wie ksiądz, może pieniądze nie takie, ale w Polsce jednak człowiek jest inaczej traktowany, nawet we francuskiej sieci”. Wiem, że różnie bywa, ale takie i podobne spostrzeżenia maję jednak kolor nadziei. Wiem także, że pomiędzy aktem zawierzenia Chrystusowi Królowi a większością pozytywnych zjawisk i zmian w życiu społecznym trudno poprowadzić ciągłą i wyrazistą linię przyczynową. Mam jednak w pamięci Ewangelię, gdzie mowa o kiełkującym ziarnie, o rosnącym krzewie, o pasterzu i owcach... Jezus tyle razy dawał do zrozumienia, że królestwo Boże nie objawi się tu czy tam widzialnie. Ono jest w nas (Łk 17,20). Po wielu przejawach społecznego, nawet politycznego i ekonomicznego życia trzeba przyznać, że tych, którzy na różne sposoby to królestwo w sobie nie tylko mają, ale je świadomie pielęgnują, jest wielu.
Jak wielu? Nie wiem. Może nawet i tyle samo, co kiedyś. Ale bez wątpienia są odważniejsi, nie kryją swojego skarbu w sobie i dla siebie, potrafią dawać świadectwo wartościom, które w sercu noszą. I potrafią stawać w takich miejscach publicznego życia, gdzie ich widać i słychać. Potrafią wykorzystywać swoje umiejętności, swoją wiedzę, swoją odwagę, by być dla innych czasem wyrzutem sumienia, czasem zachętą, czasem znakiem sprzeciwu, czasem drogowskazem.
Ile nam nie dostaje? Też wiem. Ale czy nie jest jedną z cech Jezusowego królestwa bardziej cieszyć się jedną owieczką, która się odnalazła, niż 99 pozostałymi? I nie wyszukujcie na siłę tych owieczek, może nawet i czarnych, co to swoimi błędnymi ścieżkami chodzą. Chrystus Król wie o nich więcej i lepiej niż my.