Wolontariuszka z Kędzierzyna-Koźla zainicjowała akcję pomocy fundacji zajmującej się najuboższymi dziećmi z Ventanas (Ekwador).
- Ventanas to ekwadorska mieścina, wciśnięta między ocean i góry, która wydaje się być zapomnianym przez świat siedliskiem biedy, z której ciężko wyjść - relacjonuje Renata Matusiak, nauczycielka i podróżniczka z Kędzierzyna-Koźla.
Przez rok była wolontariuszką w Fundacji San Jose Freinademetz SVD (św. Józefa Freinademetza) w Ventanas. Fundację założył pochodzący z Raciborza misjonarz – werbista o. Jan Koczy. - Fundacja walczy o lepszą przyszłość dzieci z Ventanas. Obecnie prowadzi ją małżeństwo miejscowych emerytów - Yolanda i Norberto. Sami do krezusów nie należą, ale nie myślą o remoncie swojego domu, wymianie mebli, telewizora czy kupnie samochodu, dopóki dzieci z ich miasteczka żyją w warunkach urągających ludzkiej godności. Postawili sobie za punkt honoru walkę w obronie praw tych dzieci - opowiada R. Matusiak.
Warunki życia dzieci są niezwykle trudne, wręcz okropne. - Wiele rodzin mieszka w domach z byle czego, postawionych na palach w bajorze ze stojącą wodą. Tylko na takie mieszkania ich stać. Przez cały rok roi się tam od komarów przenoszących groźne choroby. Domy pozbawione są węzła sanitarnego, próżno też szukać w nich stolika do odrabiania lekcji, gdy brakuje nawet godnego miejsca do spania. Na kilku metrach kwadratowych mieszka kilkanaście osób. Bywa, że najmłodsze dzieci śpią w kartonach. Domy mają czasem tylko 3 ściany i dach, a zamiast podłogi - ziemię. Dachy też pozostawiają wiele do życzenia i w porze deszczowej przez dom przelewają się strugi deszczu - opisuje wolontariuszka.
Fundacja karmi codziennie ok. 130 dzieci w wieku 4-15 lat. - Widziałam jak dziesięcioletni chłopiec, jedząc obiad, napycha kieszenie ryżem, aby zabrać go do domu. Na później albo dla młodszego rodzeństwa - mówi Renata Matusiak. Dla wielu podopiecznych obiad w fundacji jest jedynym posiłkiem w ciągu dnia.
Tym bardziej brakuje pieniędzy na edukację dzieci, np. na zakup obowiązkowego mundurka (a dokładniej - dwóch mundurków) czy szkolnej wyprawki. Jeśli rodziców na to nie stać, to dziecko nie chodzi do szkoły. - I nikogo to nie obchodzi, mimo że formalnie w Ekwadorze jest obowiązek szkolny. Dlatego zainicjowałam tę kampanię wsparcia. Edukacja to najlepsza „wędka” i zarazem najlepszy prezent, jaki możemy im dać, aby umożliwić lepszą, tzn. normalną przyszłość dzieci i życie w godnych warunkach. Ludzie stamtąd stali się mi bliscy i teraz gdy jestem daleko, nadal żyję ich sprawami, jakby dotyczyły mojej rodziny – wyznaje R. Matusiak.
Aby wysłać dzieci znajdujące się pod opieką Fundacji San Jose Freinademetz do szkoły w nowym roku szkolnym 2018/19 (od maja do lutego), potrzeba 12 tysięcy złotych.
Więcej o kampanii i możliwości jej wsparcia TUTAJ
W takich warunkach domowych uczą się i odrabiają lekcje Renata Matusiak