Tamta epoka - czas nakazowego i systemowego świętowania - wielu ludziom odebrała zdolność świętowania. I tak trochę nie wiedzą, co z Trzema Królami zrobić...
A kto powiedział, że trzej? Ewangelista opowiada o mędrcach ze Wschodu. Liczba mnoga, i tyle. Jeden to nie mędrcy. Jeśliby był drugi to... to nieznaczący jeden plus nieznaczący jeden – to jeszcze nie są mędrcy. Dopiero kolejny jeden przechyla szalę. Tak, jeśli trzej, to można powiedzieć: mędrcy. Bez wątpienia liczba mnoga. Ale jeśli by było jeszcze dwóch – to też mędrcy. Nie wiemy zatem. Może więcej ich było? Ale co najmniej trzech. To już i imiona można im nadać. I mamy Kacpra, Melchiora i Baltazara. Trzej mędrcy z pokłonem u Króla wieków. Oni pewnie też królowie. I to lepiej brzmi: Trzej Królowie.
A dary? Złoto – może i królewski dar, zależy w jakiej ilości. Nie wiemy, nie filozofujmy. Kadzidło – to taki starożytny, orientalny dezodorant. Co zamożniejszy człowiek używał – choć to też sprawa gatunku kadzielnego towaru. Znowu nie wiemy. No i mirra. Może płynna, może sproszkowana – tak czy owak była towarem bieżącego życia. Potrzebna nie tylko jako kosmetyk, ale jako konieczny element obrzędów pogrzebowych. Każdy umiera, każdy pogrzeby miewa. Dorobiono do tych darów stosowną ideologię. Jak najbardziej osadzoną w mentalności tamtych czasów i ani chybi zamierzoną przez Boga, który był przecież zarówno autorem scenariusza, jak i reżyserem samego wydarzenia.
Takie lekkie, z przymrużeniem oka roztrząsanie owego wydarzenia nie jest bynajmniej obrazoburstwem. Jest próbą zrozumienia tego, co się właściwie wydarzyło w owych dniach w Betlejem. A że musiało to być wydarzenie widowiskowe, to i widowiskowych interpretacji wstydzić się nie trzeba. I tak powstało nasze, chrześcijańskie święto. Chociaż pierwsza jego historyczna warstwa była głęboko teologiczna i sformułowana po grecku: Επιφανια του Κυριου. Po polsku się to wykłada: Objawienie Pańskie. A dotyczyło nie tylko pokłonu trzech mędrców, lecz całego mega-wydarzenia, od narodzin Jezusa poczynając, aż po cud wina i wiary w Kanie Galilejskiej.
Ale nie jest rzeczą felietonisty w teologię wchodzić. Cóż mnie zatem interesuje? Współzależność między ową teologiczną warstwą a sposobami wyrażania owych głębokich i – jakby nie było – zawiłych spraw w obyczaju i kulturze ludzkiej społeczności. Zatem – o świętowanie chodzi. Świętowali starożytni – jeszcze zanim pojawił się Chrystus i chrześcijaństwo. Świętowali Rzymianie, świętowali Żydzi, świętowali Persowie, Medowie i Elamici. No i o Grekach zapomnieć nie wolno, bo ich świętowanie jakoś odbiło się na europejskim obyczaju.
Biblia zawiera szereg opisów świąt i świętowania. Najbardziej wzruszający jest opis świętowania odbudowy świątyni Pana w Jerozolimie. Uroczystość działa się na świątynnym wzgórzu, ale potem przeniosła się do domów. Tym, których nie było w świątyni, zaniesiono po kawałku słodkiego placka. A z radości to ludziska aż płakali.
Jeśli z horyzontu ludzkiej myśli znika Bóg, często przepędzany przez zazdrosnych władców, to świętowanie nie znika. Tyle że zamiast Boga Najwyższego trzeba stworzyć boga na dziś, wielkiego ludzką miarą, a tak naprawdę małego. Nadyma się on tym bardziej, im mniejszy jest w rzeczywistości. Czy trzeba przypominać dwóch strasznych bogów minionego stulecia? Hitlera i Stalina. A to, co się dzieje w Korei Północnej? Z jednej strony militarne wysiłki, z drugiej świętowanie dni przywódców. Scenerię znamy z telewizyjnych doniesień.
W Polsce przerabialiśmy to na mniejszą skalę i, na szczęście, z przymrużeniem oka. Na szczęście minęło. Ale wyłom w umysłach i sercach wielu ludzi pozostał. Inne świętowanie też traktują z przymrużeniem oka. I jest ono dla wielu tyko okazją, by było wolne. Wolne od czego? Od pracy? Od środowiska? A może i od bliskich ludzi? Czasem okazją do nieskrępowanego leniuchowania podlewanego alkoholem.
Tamta epoka – czas nakazowego i systemowego świętowania – wielu ludziom odebrała zdolność świętowania. I tak trochę nie wiedzą, co z Trzema Królami zrobić... Budujemy na nowo to jedno z najstarszych chrześcijańskich świąt. A jak mają świętować niechrześcijanie? Myślę, że powinniśmy – jak za czasów Nehemiasza – „posłać im po kawałku słodkiego placka”. Może nie dosłownie. Ale pokazać naszą radość, nasze otwarcie na przeszłość i przyszłość, nasz entuzjazm dla tego co czasowe i dla tego co wieczności sięga.
Póki co, nie zostawiajmy Trzech Króli samym sobie. Zbyt głęboka treść ich pielgrzymowania, być zbyć ją obojętnością.