Skwitowałem stan ich ducha odmruczanym cicho wersetem z Eichendorffa: "Dzieci rozgwar, dziw to rzadki, szczęściem cudnym przycichł wpół".
Pieśni w każdej rzeczy drzemią,
Snów i marzeń cichy gwar,
Śpiewem wzlata świat nad ziemią
Byleś znalazł słowa czar.
[Schläft ein Lied in allen Dingen
Di da träumen fort und fort,
Und die Welt hebt an zu singen,
Triffts du nur das Zauberwort.]
Spieraliśmy się kiedyś z ks. Jerzym Szymikiem o przekład tego czterowiersza. Jego autorem jest J. v. Eichendorff. Dziś wróciłem do tego kapitalnego tekstu na katechezie pierwszokomunijnej. Właściwie po katechezie, ale z dziećmi. Były one tego dnia w teatrze. Obawiałem się, że wrócą ze spóźnieniem i rozkojarzone. Tym bardziej że i dojechać, i wrócić trzeba. Były punktualne i „pozbierane”. Skwitowałem stan ich ducha odmruczanym cicho wersetem z tegoż samego Eichendorffa: „Dzieci rozgwar, dziw to rzadki, / Szczęściem cudnym przycichł wpół”.
Katecheza, jak to katecheza, robię to już 51 lat. Mogę powtórzyć słowa św. Pawła: „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować”. To znaczy, że nie dziwią mnie zachowania dzieci, a bywają one skrajnie różne. Nie zawsze zresztą wiadomo, dlaczego. Pierwsza część katechezy w kościele. Na temat zmian w wyglądzie świątyni – przecież fioletowy post i gałązki leszczyny oraz śliwy zamiast kwiatów. Uważne, spostrzegły wszystkie szczegóły, stawiały sensowne pytania, a odpowiedzi przyjmowały z dziecięcym zrozumieniem. Potem do zakrystii. Na wstępie pytam, czy były w teatrze. „Taaak!”. I tyle na razie. Temat wstępny do sakramentu pokuty. Dzieci uważne, dostrzegają drobiazgi w opowiadaniu i wywodzie, zgłaszają się proszone i nieproszone. Jakoś dziś inaczej niż zwykle. Emeryt może się czuć spełniony.
Po samej katechezie wróciłem do przedstawienia. Pytam, co to był za teatr. Dzieci wiedziały, choć nazwa niecodzienna. „Teatrmoichmarzeń” – słyszę, jak celowo łączą słowa. A ja wiem, dlaczego. Bo to w jakiejś mierze teatr i moich marzeń. Pytam więc dalej: „A wiecie, że pani Ewelina była ministrantką przy tym ołtarzu i w tej zakrystii? I o teatrze marzyła?”. Tego nie wiedzieli, różnica pokoleń. „A proszę księdza...”. Seria pytań, nie sposób powtarzać. W każdym razie sprowokowały mnie do sięgnięcia do moich wierszy (mam w telefonie). „Ksiądz pisze wiersze?”. No to słuchajcie... Kilka łatwiejszych – z dziećmi w tle. Kilka trudniejszych, ale regularnych. Także z powodzią w roli głównej.
Przy którymś wierszu dzieci z rękami w górę zaczęły „falować”, bezbłędnie łapiąc rytm wiersza. Nigdy przedtem nie pomyślałem, że do tych tekstów tak podejść można. Bo i takiej widowni nigdy nie miałem. Potem kilka przekładów z Eichendorffa. „Eichendorffa? W Nysie jest jego altana!”. Jest, z jego wierszem, sam tłumaczyłem. A w głowie: „Skąd ta mała wie o tej altanie? I zapamiętała z lokalizacją!”.
Dwa tygodnie temu biadoliłem w tym miejscu, że kultura przedstawia się jako biała plama. Przynajmniej w niektórych obszarach – czy to treściowych, czy geograficznych. Nie sposób odwoływać tamtych spostrzeżeń. Ale nie wolno nie zauważać tego, co też się dzieje. Takich „Teatrówmoichmarzeń” – teatrów, nie teatrzyków – jest więcej. Profesjonalnych, choć realizowanych na miarę możliwości pasjonatów. Pasjonatów, a zarazem teatralnych profesjonalistów. Z dobrą obsadą, z supermuzyką i zostającą w uszach piosenką, w ciekawych aranżacjach, przemawiających do dzisiejszego dziecka, ale wciągające i dorosłych. Sięgających po nowoczesne techniki, a nie zapominające o tradycyjnych wartościach. Przekaz tych wartości nie musi być – i nie jest – ani nudny, ani nachalny. Jako ksiądz dodam, że wcale nie musi być pobożny.
Za mało o tych ludziach, ich dokonaniach i ofercie wiemy. Jakaś jedna skandalizująca produkcja wraca wciąż w prasie, w internecie. Ileż potrafią o niej pisać obrońcy prawdziwych i głębokich wartości! A skutek jest odwrotny – tamci mają darmową i bardzo nośną reklamę. Milczcie o prześmiewcach, milczcie o dewiantach i bluźniercach. O antykulturze przystoi jeno milczeć. Wojowanie z nią nie jest walką z wiatrakami, jest raczej wiatrem w ich żagle.
Tu także ukłon w stronę nauczycieli i kierowników domów kultury, którzy umieją rozróżniać teatr od teatrzyku, mądrą bajkę od jakiejś zapchajdziury. Myślę zwłaszcza o terenach wiejskich, takich jak moje strony. Oferta tu jest mniejsza, możliwości skromniejsze, ale wrażliwość odbiorców zaskoczyć potrafi. Inność dzieci po powrocie z „Dorotki w krainie Oz” była dziś szczególna. Teatr zrobił swoje.
Bo, jak zauważa Eichendorff, pieśni drzemią w każdej rzeczy i sprawie – tej z pozoru zwyczajnej też. Jeśli ktoś znajdzie słowa czar, to cały świat wzleci pieśnią ponad naszą codzienność. Czy nie na tym polega rola kultury?
Panie ministrze od kultury! Wyszukiwać, zauważać tych, co to w polskim interiorze kulturę krzewią. Pomóc – także finansowo (ale tak, żeby drugi minister nie odebrał im 23 procent – wiem, co piszę). Obyczaj mecenatu to już starożytni Rzymianie wymyślili, a i od imienia jednego ze swoich nazwę wywiedli (Mecenas atavis, edite regibus...). Gdyby nie Mecenas, kto wie, może by Horacego nie było? Valete, Amici!